sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 10

   Otworzyłam powoli oczy i pierwsze co zobaczyłam to widok, który David widzi zapewne codziennie. Kiedy przestałam patrzyć się w jedno miejsce zobaczyłam, że na szafce po prawej stronie leżała czerwona róża, pod którą była kartka. Wzięłam ją i zaczęłam czytać.

Jestem na treningu, wrócę o 11, jeśli chcesz to zaczekaj na mnie, jeśli
nie to kluczyki do samochodu leżą na szafce koło drzwi (ale mam nadzieję,
że zostaniesz).
Valentina jest na dole, zrobi ci śniadanie.
PS.Przepraszam za wczoraj, mam nadzieję, że to nie zmieni naszych relacji. 
David.

Na zegarku widniała godzina 9:56 więc pomyślałam, że co mi zależy,  i tak nie mam dzisiaj nic do roboty a wypadało by porozmawiać z Davidem o wczorajszym wieczorze. Wzięłam do ręki różę, która nadal leżała na stoliku i ja powąchałam. Kiedy poczułam piękny zapach tylko się uśmiechnęłam. Chwilę jeszcze tak leżałam i patrzyłam na Londyn ale pomyślałam jeszcze o Valentinie. Przydałoby się z nią przywitać, tak więc wstałam z łóżka i zeszłam na dół gdzie znalazłam gosposię krzątającą się po kuchni.
-O, dzień dobry dziecko! - nie zdążyłam nic powiedzieć bo uprzedziła mnie kobieta.
-Dzień dobry pani Valentino. - odpowiedziałam i szczerze się uśmiechnęłam.
-To co zjesz na śniadanie?
-Nie jestem jakoś szczególnie głodna więc niech pani nie robi sobie kłopotu. - naprawdę nie byłam głodna więc nie chciałam wpychać sobie niczego na siłę, a poza tym jak myślałam o wczorajszym to w moim gardle pojawiała się gula przez, którą chyba nic nie przełknę.
-Ale nie ma mowy, musisz coś zjeść bo nie będziesz miała energii i jeszcze gdzieś zemdlejesz a wtedy nie chcę wiedzieć co David by zrobił.
-No dobrze. - z tą kobietą nie dało się wygrać w tej kwestii dlatego odpuściłam, na moje słowa Valentina szeroko się uśmiechnęła i popędziła do lodówki a ja w tym czasie poszłam ponownie na gorę w celu ubrania się. Byłam gotowa po jakiś piętnastu minutach i akurat wtedy Valentina zawołała, że śniadanie gotowe. Chwilę później siedziałam już przy stole jedząc pyszne rzeczy zrobione przez wspaniałą panią Valentinę.
Chciałam, żeby została i zjadła ze mną ale powiedziała, że nie ma czasu bo za dwa dni przyjeżdżają rodzice Davida na co pomyślałam o swoich. Chciałabym pojechać do Brazylii choćby na weekend, żeby zobaczyć się z nimi, albo żeby oni przyjechali tu. Mój brat jest aktualnie w Hiszpanii, ten to ma życie, do niego też chętnie bym się wybrała, ale to jak na razie pozostaje marzeniem.
Kiedy już zjadłam nie miałam, żadnego zajęcia a do godziny jedenastej było jeszcze dwadzieścia minut, poszłam do kuchni gdzie była pani Valentina.
-Może pomóc pani w czymś? - zapytałam patrząc jak kroi mięso.
-Nie musisz , poradzę sobie. - odpowiedziała ciepłym tonem gosposia.
-Ale naprawdę chcę pomóc, nauczyłam się, że jak ktoś mi pomaga to ja też temu komuś muszę w czymś pomóc. - Valentina zgodziła się więc wzięłam nóż ze wskazanej przez nią szuflady i zaczęłam robić to co ona.
-Powiedz mi od kogo nauczyłaś się takiej mądrej rzeczy? - cisza nie trwała długo, kiedy usłyszałam co powiedziała to stanęłam jak wryta patrząc przed siebie. To ON mnie tego nauczył. Nauczył mnie, że życie nie polega tylko na braniu ale także na dawaniu. - To wiąże się z jakąś historią, prawda? Z jakąś osobą. - przerwała moje rozmyślania kobieta. Opowiedzieć jej tą historię? Czuje, że jest godna zaufania.
-Tak.
Przez kolejne dziesięć minut Valentina słuchała w skupieniu moich słów i patrząc w moje oczy, które zaszły łzami. Ale ja już nie chcę płakać, muszę być twarda.
-Przykro mi kochanie. - powiedziała kobieta dotykając mojego ramienia. - Ale powiem ci jedną, ważną rzecz. Nie możesz się zatrzymać i żyć dalej w tym co było, musisz żyć tym co jest, bo masz dla kogo wstawać rano z łóżka. Kiedyś znajdziesz kogoś kogo pokochasz tak jak Noah. A może to stanie się już niebawem. - i w tej chwili Valentina przerwała swoją wypowiedź gdyż usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwiami.
Nie chciałam, żeby piłkarz widział, że coś się stało dlatego poprawiłam szybko włosy i odwróciłam się w stronę drzwi od kuchni, w których po chwili stanął David.
-No witam moje panie! - powiedział jak zawsze szczęśliwy ale gdy spojrzał na mnie uśmiech zszedł mu z twarzy. Jakoś nigdy nie miałam zdolności ukrywania tego co czuje i tak było tym razem.
-Wiecie kochaneczki ja muszę wyjść do sklepu bo czegoś mi brakuje. - Valentina też chyba wszystko zauważyła i po swoich słowach "ulotniła" się z kuchni. Po ponownym dzisiaj usłyszeniu trzaśnięcia drzwi nic nie mówiąc przeszłam obok Luiza nic nie mówiąc i udając się do salonu. Zaraz po mnie zjawił się tam chłopak.
-Słuchaj. - powiedzieliśmy oboje w tym samym momencie. - Zacznij. - tym razem odezwał się tylko on.
-Ja... ja po prostu... nie chcę niczego zaczynać, czegoś na co z jakiegoś powodu nie jestem gotowa, po prostu... - nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, jak to ująć w słowa.
-Rozumiem wszystko, nie chce niczego ci narzucać. Możemy zapomnieć o tym co się wczoraj wydarzyło. - widziałam w jego oczach smutek i rozczarowanie.
-Nie psujmy relacji, która jest teraz między nami.
-Dobrze ale powiedz, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie.
-Nie jest. Teraz muszę już naprawdę iść. Do zobaczenia. - wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Nie chciałam ranić Davida, był niesamowity ale jak dla mnie było za wcześnie na cokolwiek więcej niż przyjaźń, Jednak gdy z nim rozmawiam nie myślę o wydarzeniu sprzed paru miesięcy. Czas pokaże...

*DAVID*
   Nie wiem co czułem. Siedziałem dalej w tym samym miejscu. Nie znamy się z Albą długo ale nie była mi obojętna. Miałem uczucie zapewnienia jej bezpieczeństwa i dania jej wszystkiego co potrzebuje. Coś się we mnie zmieniło, coś nowego się pojawiło. Czy to mogła być miłość? Po tak krótkim czasie? Nie wiem, ale wszystko na to wskazuje, ale ona chyba tego nie czuje. Jak sama potwierdziła nie było to nasze ostatnie spotkanie więc... czas pokaże.

*ALBA*
   Weszłam do domu ale nikogo w nim nie było, poszłam więc na górę do siebie, wzięłam potrzebne rzeczy i skierowałam się do łazienki w celu wzięcia prysznica. Lubiłam stać pod gorącą wodą i nic nie robić, po prostu stać. To mnie odprężało. Uwalniałam się wtedy od wszystkich zły myśli. Wspominałam dobre chwile, np. z Noah, pamiętam nasze pierwsze spotkanie jakby to było wczoraj. Phoenix, Arizona. 11 maja 2007 rok. Właśnie zaczynałam warsztaty i oczywiście jak to ja wtedy nigdy nigdzie nie mogłam zdążyć. Pół biegnąc, pół idąc prawie wpadłam pod samochód, który prowadził właśnie ON. I jakoś tak się dalej potoczyło, że wymieniliśmy się numerami i często spotykaliśmy aż zostaliśmy parą. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Nigdy nie zapomnę żadnego wspomnienia związanego z nim, nigdy nie zapomnę tamtych wspomnień ale nie mogę się też zatrzymywać, muszę nabywać nowe, dobre chwile godne zapamiętania. 
Po kilkudziesięciu minutach stania pod strumieniem gorącej wody wyszłam spod prysznica i owinięta ręcznikiem udałam się do pokoju, żeby ubrać jakieś zwykłe spodenki i koszulkę bo nie miałam zamiaru dzisiaj już nigdzie wychodzić. 
Po chwili usłyszałam zamykające się drzwi od domu więc zeszłam po schodach na dół i zobaczyłam przyjaciółkę z zakupami. 
-No nareszcie wróciłaś, już nie wiedziałam czy robić zakupy dla jednej osoby czy dla dwóch. - powiedziała i zaśmiała się. 
-Bardzo śmieszne. - odpowiedziałam tylko i poszłyśmy do kuchni wypakować zakupy. 
Oczywiście moja przyjaciółka nigdy mi nie odpuści i od razu zaczęła wypytywać o wczorajszy dzień więc wszystko jej opowiedziałam ze szczegółami bo nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic.
-Kochana, ja wiem, że niedawno straciłaś Noah ale to nie może wpływać na całe twoje życie, on zawsze będzie dla ciebie kimś bardzo ważnym, jest z tobą duchem ale już nie ciałem dlatego myślę, że powinnaś dać szansę Davidowi, przecież nie musisz od razu z nim być ale warto chyba zyskać nowego przyjaciela.
-Może i masz rację. - odpowiedziałam i wtedy zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam kto dzwoni, był to mój brat Francisco. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Isco! Co się stało, że dzwonisz? - zapytałam z entuzjazmem.
-Mam bardzo interesującą propozycję, siostrzyczko. - zaczęłam się poważnie zastanawiać o co chodzi bo brzmiał bardzo tajemniczo.
-No to zamieniam się w słuch.



   No i znowu dłuższa przerwa, przepraszam was ale coś ostatnio internet mi czasami działa a czasami nie więc ratowałam się internetem w telefonie. 
Średni jestem zadowolona z tego rozdziału no ale chciałam jak najszybciej coś wstawić więc...
AAA! Zapomniałabym. Słyszałyście, że Sergio Ramos zostanie tatą? Byłam zaskoczona jak się dowiedziałam ale się ciesze i życzę i Jemu i Pilar szczęścia i zdrowego, pięknego maluszka ;) . 
Piszcie co sądzicie i do napisania! ;).
POZDRAWIAM ;* .
PS. Wiem, że to baaaaaardzo nie na temat, ale czy lubicie One Direction? Bo jakoś ostatnio mnie zainteresowały opowiadania właśnie o nich i pomyślałam czemu by nie napisać swojego. Tylko błagam, jak ich nie  lubicie to po prostu to zignorujcie a nie piszcie jakieś hejty czy coś w tym stylu, takie komentarze zostaną skasowane.

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 9

   Podczas gdy ja z panem Mourinho spacerowaliśmy po jego ogrodzie i dopracowywaliśmy szczegóły mojego projektu to David, który uparł się, że zaczeka aż skończymy i odwiezie mnie do domu, grał z synem pana domu w Fife czy coś takiego.
   -Naprawdę cieszę się, że trafiłem na ciebie. Nie dość, że jesteś świetnym architektem to jeszcze świetną osobą. -  na początku obawiałam się trochę czy mężczyźnie spodoba się to co zrobiłam i tak dalej ale jak widać niepotrzebnie.
-Dziękuję, jestem szczęśliwa, że mogę panu pomóc.
-A no i jeszcze jedno, David to naprawdę fajny chłopak ale jak będzie sprawiał jakieś problemy lub cokolwiek to wal do mnie.
-Będę pamiętać. - uśmiechnęłam się i oboje weszliśmy do domu.

-Polubił cię. - powiedział David kiedy już siedzieliśmy w aucie, oprócz niego usłyszałam także jak zagrzmiało. Mam tylko nadzieję, że się nie rozpada.
-Mam nadzieję, to niesamowity człowiek.
-Tak masz rację, ale też wymagający. - Luiz się zaśmiał mówiąc to.
-I taki ma być, gdyby nie on to przecież byście nie wygrywali. - powiedziałam i sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu telefonu jednak po chwili poszukiwań go nie znalazłam. No i co ja teraz zrobię? Musiałam go zostawić albo u pana Mourinho albo u Davida bo przecież zgubić go nie miałam gdzie.
-David jest pewien problem. - wydusiłam z siebie.
-Jaki? Coś się stało? - chłopak jakby się wystraszył i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
-Zostawiłam telefon albo u ciebie albo u Mourinho.
-Dobra to nie ma problemu, jesteśmy blisko mojego mieszkania więc pojedziemy do mnie i zobaczymy a jak go tam nie będzie to zaczekasz u mnie a ja pojadę do trenera. Już myślałem, że stało się coś złego. - uśmiechnęłam się do niego na znak, że się zgadzam i ruszyliśmy w stronę mieszkania piłkarza.
Po pięciu minutach dojechaliśmy na miejsce i wchodząc przez drzwi do mieszkania zobaczyłam swoją komórkę na szafce. Miałam już iść od domu jednak David namówił mnie, żebym jeszcze chwilę została bo na zewnątrz zaczęło lać.
-Napijesz się czegoś? - zapytał gospodarz.
-Może być herbata. - odpowiedziałam siadając w fotelu naprzeciwko szklanej ściany, za którą ledwo co było widać panoramę miasta przez ulewę.
W między czasie jak Luiz poszedł do kuchni postanowiłam zadzwonić do Joy.
-No cześć kochana. - usłyszałam głos przyjaciółki po dwóch sygnałach.
-Hej, słuchaj jestem teraz u Davida i wrócę do domu jak tylko przestanie lać. - chciałam poinformować ją o tym, żeby się później nie denerwowała.
-Pozwalam ci nawet nie wracać, spędźcie z Davidem miło wieczór... i może noc. - no tak, mogłam się domyślić, że Joy znowu coś wymyśli, no ale cóż, przywykłam. Zobaczyłam, że David wraca z dwoma kubkami, z których wydobywała się para więc pożegnałam się z przyjaciółką szybko i odłożyłam telefon na stolik.Chłopak podał mi naczynie z gorącą herbatą po czym usiadł na długiej kanapie.
Rozmawialiśmy chyba ze dwie godziny, czułam się jakbym znała go od wielu lat, gdy zapadał pomiędzy nami cisza to wcale nie była ona krępująca a i tak po chwili znajdowaliśmy kolejny temat do rozmowy.
Kiedy w końcu spojrzałam na zegarek zobaczyłam, że jest już po północy.
-Wiesz David, chyba powinnam się już zbierać, trochę się zasiedziałam. - powiedziałam wstając i zmierzając w stronę drzwi ale zatrzymałam się bo poczułam dużą dłoń zaciskająca się delikatnie na moim nadgarstku.
-Zostań, prześpisz się u mnie, już późno po co będziesz wracać do domu? - odezwał się brązowooki i niepewnie się uśmiechnął.
-No nie wiem czy to dobry pomysł... - nie wiem czy powinnam to robić, ale z drugiej strony co mi zależy, przecież nic się nie stanie jak zostanę na noc.
-No nie daj się prosić, chodź dam ci coś, żebyś mogła się przebrać. - po tych słowach David pociągnął mnie za sobą na górę. Po wejściu do jego pokoju ja usiadłam na łóżku a Luiz poszedł do garderoby by po chwili wrócić z koszulką z jego nazwiskiem w ręce.
-To powinno być okej bo jesteś w porównaniu do mnie niska karzełku. - podał mi "moją piżamę" ze śmiechem.
-Tak, dzięki wielkie to już nie moja wina, że jestem niska. - powiedziałam z wyrzutem ale po chwili tez się zaśmiałam.
-Dobra, no to dobranoc, łazienka wiesz gdzie jest. - David chciał już wyjść ale czegoś nie rozumiałam.
-Ale zaczekaj, ja niby mam spać tutaj? A ty gdzie?
-No jak to gdzie, ja będę w pokoju gościnnym, a ty jesteś moim specjalnym gościem więc masz najlepsze łóżko i najlepszy pokój. - chłopak mówił jakby to było takie oczywiste.
-Ale ty masz jutro na pewno trening więc musisz się wyspać. Ja sobie poradzę w innym pokoju.
-Nie ma mowy, zostajesz tutaj. - powiedział i wybiegł z pokoju żebym nic już nie mogła mu odpowiedzieć. Co miałam zrobić? Tak więc poszłam do dużej łazienki zamknęłam drzwi i zaczęłam się rozbierać bo wielka wanna tak jakby mówiła do mnie, żebym się w niej wykąpała.

*DAVID*
   Szybko ulotniłem się z mojego pokoju, który należał tej nocy do Alby bo nie chciałem, żeby uparła się przy swoim. Przecież nie moglem pozwolić, żeby spała w gorszym łóżku, no ale na szczęście chyba odpuściła bo usłyszałem zamykane drzwi od łazienki. 
Poszedłem do kuchni nalać sobie wody i wyszedłem na taras. Kiedy tak stałem i patrzyłem na światła Londynu pomyślałem o niej, o Albie. Chciałbym każdego wieczoru stać tak z nią w moich ramionach i wpatrywać się w piękną panoramę miasta. Może to dziwne ale czułem do niej coś więcej niż znajomy do znajomej, tylko chyba ona nie czuła tego samego.
-David. - moje rozmyślania przerwała właśnie ta osoba, o której myślałem. 
-Tak? Coś się stało? - odwróciłem się i zastygłem, Alba stała w samym ręczniku. -Boże, przecież tu jest zimno, wejdź do środka. - puściłem ją pierwszą w drzwiach. 
-Chciałam tylko zapytać czy masz ładowarkę do telefonu bo chciałam jeszcze zadzwonić do Joy, żeby się nie martwiła. 
-Mam, mam. Już ci daję.- podszedłem do szafki i wziąłem z niej ładowarkę. 
-Dziękuje. - powiedziała Abla i tak staliśmy patrząc na siebie. Dziewczyna zaczęła już stawiać kroki ale wtedy zdecydowałem się, to była jedna chwila. Zbliżyłem twarz do jej twarzy i stało się, nasze usta się spotkały. Wargi Alby były miękkie i słodkie, nie chciałem żeby to się skończyło ale ona po kilku sekundach odsunęła się i poszła w stronę schodów. Nie szedłem za nią, jestem pewien, że gdyby tego chciała to by coś powiedziała. Mam nadzieję, że Alba nie jest
na mnie zła, ale teraz pozostało mi tylko przetrwanie do jutra bez jej widoku.

*ALBA*
   Co ja do cholery robię?! Siedziałam w gorącej wodzie i myślałam o tym co się stało. Przed chwilą rozmawiałam z Joy przez telefon ale nic jej nie powiedziałam, nie mogłam. Z jednej strony miałam wyrzuty sumienia ale z drugiej nie. Przecież to on mnie pocałował a nie ja jego. Tak niedawno straciłam Noah a już całuję się z innym mężczyzną. Nie chce już o tym myśleć, co było to się nie odstanie, zobaczymy co będzie jutro. Wzięłam wdech i zanurzyłam się cała pod wodą myśląc o dobrych rzeczach.

(widok Davida z łóżka)


Wiem, że nie dodałam na czas ale po pierwsze brak motywacji i weny a po drugie szkoła. No ale w końcu jest. Piszcie co myślicie, do następnego ;*

środa, 2 października 2013

Rozdział 8

   David popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem kiedy zadałam pytanie dotyczące jego przyjaciela, szczerze mówiąc przeraziłam się trochę, może nie powinnam o to pytać.
-Nie, John nie ma nikogo. A dlaczego pytasz, podoba ci się? - jak zaczęłam się śmiać tak nie mogłam przestać.
-Nie, no co ty. To znaczy John jest przystojny i wydaje się całkiem miły ale tu nie chodzi o mnie. Po prostu pomyślałam, że jak moja przyjaciółka jest wolna i twój przyjaciel też to może by się mogli spotkać. Oczywiście to tylko propozycja.
-Wiesz, myślę, że to dobry pomysł. Też od jakiegoś czasu myślę, żeby zeswatać John'ego z kimś i świetnie się składa, że może to być Joy. - i tak przez resztę drogi obmyślaliśmy nasz plan. Zgodnie stwierdziliśmy, że zorganizujemy naszej, jak mam nadzieję, przyszłej parze randkę w ciemno. 
Nie jechaliśmy długo, bo może jakieś dwadzieścia minut kiedy David zatrzymał auto. Po zaparkowaniu szybko obszedł auto i jak na prawdziwego gentelmena przystało otworzył mi drzwi. Kiedy wysiadłam zobaczyłam przed sobą wysoki budynek, który nie przypominał żadnej restauracji czy czegoś w tym stylu. Nie żebym była jakaś zmanierowana, bo mogłam zjeść zwykłego hot-doga ale to wyglądało na budynek mieszkalny.
-No więc gdzie jesteśmy? - zapytałam Luiza żeby dowiedzieć się co tutaj robimy.
-Tutaj mieszkam. - powiedział dumny David a ja stałam jak kołek i dopiero po chwili poczułam jego wzrok na sobie.
-Myślałam, że jedziemy coś zjeść.
-I tak jest, pomyślałem, że nie będziemy się tłukli po jakiś restauracjach tylko zjemy w miłej atmosferze. Moja gosposia świetnie gotuje. - chyba chłopak się trochę zestresował.
-Nie no spoko. W sumie to się cieszę bo nie lubię kiedy ktoś mi przerywa jak jem, a ty jesteś doś rozpoznawalną osobą tutaj.
-Dzięki Bogu, już myślałem, że będę musiał wszystko odwoływać. - nie odpowiedziałam już nic tylko uśmiechnęłam się do Davida i skierowaliśmy się do wejścia.

Valentina, gosposia Luiza była naprawdę bardzo miła, od razu jak weszliśmy do mieszkania, które znajdowało się na jedenastym piętrze, przywitała nas miłym gestem, czyli uściskiem. Polubiłam ją a ona chyba polubiła mnie, przynajmniej taką mam nadzieję.
Zanim siedliśmy do stołu to David oprowadził mnie po swoim królestwie, miał naprawdę piękne mieszkanie. Było ono piętrowe, na dole znajdował się duży salon, po jednej stronie znajdował się duży6 jasny narożnik, telewizor i stół do bilarda a po drugiej stół ale ten służył do jedzenie itp. Z salonu można było wyjść na wielki taras, z którego rozciągał się niesamowity widok na Londyn. Na dolnym piętrze znajdowały się jeszcze toaleta, kuchnia i tak zwany "pokój zabaw", w którym między innymi konsole do gier i różne innej "bajery".  Po zwiedzeniu dolnej części mieszkania David poprowadził mnie po schodach na górę. To pomieszczenie było jeszcze lepsze od tego co zobaczyłam na dole. Okno a raczej przeszklona ściana rozciągała się na całą długość pokoju, naprzeciwko tejże "ściany" stało ogromne łóżko w wysokim czarnym wezgłowiem i czerwoną pościelą. Na prawo od łóżka znajdowała się duża łazienka a na lewo garderoba.
-Mało osób przyprowadzam na górę, to taki mój azyl. - i wtedy Valentina zawołała nas z dołu, że już prawie gotowe więc uśmiechnęliśmy się do siebie i opuściliśmy jego "azyl".
Siadając do stołu David odsuną mi krzesło i po chwili sam usiadł naprzeciwko mnie.
Kiedy Valentina przyniosła jedzenie byłam naprawdę wniebowzięta, bo ugotowała tradycyjne brazylijskie jedzenie, które jako, że byłam rodowitą Brazylijką kochałam.
-Ale proszę pani, kto to wszystko zje? - zapytałam z uśmiechem bo było tego strasznie dużo .
-No jak to kto? Wy, moje dzieci. - gosposia zaśmiała się i wróciła do kuchni.
- Smacznego.- odezwał się David.
-I nawzajem, ale ostrzegam, że ja tego wszystkiego nie zjem.
-A ja cię ostrzegam, że czeka nas jeszcze deser. - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, a on się szeroko uśmiechnął i zaczął jeść więc zrobiłam to samo.
-A interesujesz się jeszcze czymś innym oprócz projektowania? - chłopak nareszcie powiedział coś sensowniejszego bo przez jakieś kilkanaście minut rozmawialiśmy o pogodzie, która była na szczęście słoneczna.
-Może to dziwne ale kocham buty, mam ich bardzo dużo, nie wiem skąd się bierze moja miłość do nich ale mam manię kupowania różnego rodzaju butów.
-O, naprawdę?  A jakie lubisz najbardziej?
-Bezkonkurencyjnie szpilki, koturny i ogólnie wysokie buty, ale inne tez lubię. A oprócz butów to kocham podróże, a najbardziej Hiszpanie. - rozmowa zaczęła się nareszcie jakoś rozkręcać, dłużej bym chyba nie wytrzymała rozmowy o pogodzie.
-Hiszpania jest niesamowita. Byłaś tam kiedyś?
-Tak, kilka razy. Ale moim marzeniem jest kiedyś tam zamieszkać.
-No to nie pozostaje mi nic innego jak trzymać za to kciuki. Szerze to też bym chciał tam zamieszkać, a najlepiej to w Madrycie i jeszcze lepiej by było jakbym mógł grać w Realu Madryt. - David miał iskierki w oczach gdy to mówił.
-To j też muszę trzymać za ciebie kciuki. A jest coś jeszcze oprócz tego?
-Tak, mam takie jedno marzenie, ale powiem ci dopiero jak się spełni. -  jak ja nie lubię tajemnic, z natury jestem bardzo dociekliwa co nie raz źle się skończyło.
Rozmawialiśmy tak jeszcze na różne tematy ok. godzinę. W międzyczasie pani Valentina przyniosła pyszny deser i mimo, że był pyszny to nie dane mi było zjeść wszystkiego bo chyba bym pękła.
-Pięknie tutaj. - po skończeniu posiłku wyszliśmy na taras.
-Tak to prawda, kiedy szukałem mieszkania w Londynie i oglądałem to, to właśnie to miejsce było głównym powodem mojego wyboru. - zaczęło się już ściemniać dlatego nad miastem można było dostrzec piękny pas stworzony przez zachodzące słońce. Tak chwila skończyła się wraz z tym jak spojrzałam na zegarek.
-Jezu, za pół godziny mam spotkanie! Przecież się spóźnię! - zaczęłam panikować i wyszłam z tarasu.
-Nie denerwuj się tak, zawiozę cię i się nie spóźnisz. - David mnie uspokoił, poszedł tylko do Valentiny powiedzieć, że wychodzimy i poszliśmy szybko do windy.
-Dobra tylko podaj mi adres. - jak prosił tak zrobiłam. - Znam skądś ten adres.
-Może znasz tego faceta, z tego co wiem to ma on coś wspólnego z piłką nożną.
-A jak się nazywa? - zaciekawił się Luiz.
-Jose Mourinho. - mój kierowca popatrzył na mnie zszokowany ale po chwili zaczął się śmiać a ja zapytałam go wzrokiem o co mu chodzi.
-Nie uwierzysz ale Mourinho to mój trener. - no to nieźle. Tego bym się nie spodziewała.
-No chyba sobie żartujesz?! Nie wierzę... jaki ten świat mały.
-To prawda.
-Czy on jest bardzo straszny? Wcześniej rozmawiałam z nim tylko przez telefon. - dobra okazja, żeby się czegoś dowiedzieć o kliencie.
-Nie, no co ty. Spoko człowiek, tylko lubi stawiać na swoim.
-To nie za dobrze bo ja też.
-Nie przejmuj się, jesteś śliczna to mu zmięknie serce i będzie robił co tylko chcesz. - jakoś nie specjalnie przejęłam się tym komentarzem bo szczerze to nie byłam zbyt skromna, ale jednak ta cech nie zawsze się sprawdza.
-Mam nadzieję.
Na miejsce dojechaliśmy na czas, naprawdę kamień spadł mi z serca bo nienawidzę się spóźniać i tak samo nie lubię kiedy ktoś to robi. David tak jak wcześniej zaparkował, wyszedł z auta i je obszedł, żeby otworzyć mi drzwi. Kiedy wyszłam z samochodu poszłam szybkim krokiem w stronę domu a Luiz po chwili do mnie dołączył.
-A ty co robisz? - zapytałam go bo byłam zdziwiona, że nie odjechał tylko idzie ze mną.
-No jak to co? Idę odwiedzić mojego renera a poza tym przecież muszę cię później odwieźć do domu.
-Ale naprawdę nie musisz, poradzę sobie, nie jestem już małą dziewczynką.
-Przestań, nie ma gadania. Pewnie zanim skończycie z Mourinho to będzie ciemno a co się z tym wiąże niebezpiecznie. - nie powiedziałam już nic bo nie chciałam się kłócić a poza tym staliśmy już przed drzwiami.
Wcisnęłam dzwonek, z którego zaczęła wydobywać się jakaś melodia.
-O witam panią! - usłyszałam kiedy drzwi się otwarły.
-Dzień dobry. - mężczyzna już miał się przesunąć, żebym mogła wejść ale popatrzył na osobę za mną.
-A ty Luiz co tu robisz?
-Przywiozłem trenerowi tą oto panią i tak ogólnie przyszedłem trenera odwiedzić. - David stał z wyszczerzonymi zębami a mój klient tylko otworzył szerzej drzwi, żebyśmy mogli wejść.




Witamy The Special One w opowiadaniu ;) . Lubicie Go? Ja osobiście bardzo go lubię ;p .
I też zawitaliśmy w domu Davida, w którym będzie się jeszcze wiele działo. 
W następnym rozdziale może pojawić się kolejna niespodzianka więc oczekujcie ;D . 
Piszcie co myślicie i do następnego ! ;) . 
POZDRAWIAM ;* 

CZYTAM=KOMENTUJĘ

piątek, 27 września 2013

Rozdział 7

   -Tak, to zdecydowanie jest to! - powiedziała Joy kiedy wyszłam z przymierzalni. - Nie ma gadania, bierzemy wszystko. Jest elegancko, seksownie, a jednocześnie niezobowiązująco, idealnie nadaje się na spotkanie z Davidem i spotkanie "biznesowe".
-Tak szczerze to muszę przyznać ci rację. Podoba mi się. - nie często idąc na zakupy z moją przyjaciółką podoba mi się to jej ale zdarzają się wyjątki, i właśnie jeden z nich mam teraz na sobie.
Kiedy wyszłam z przebieralni już w swoich ubraniach poszłyśmy z Joy do kasy, no cóż nie było tanio ale raz się żyję.
Po trzydziestu minutach byłyśmy już w domu. Poszłam do swojego pokoju w celu odłożenia toreb z zakupami i po chwili znów znalazłam się na niższym piętrze.
-Wiesz co Joy, tak się zastanawiam... - oparłam do siedzącej w fotelu blondynki. - ...dlaczego ty jeszcze nie masz faceta? Każdą napotkaną osobę najchętniej byś z kimś swatała a sama nikogo nie masz.
-Hmm, no nie wiem, może to dlatego, że mam takie dobre serduszko i pomagam wszystkim tym samym zapominając o sobie. A zresztą jakoś na razie nie odczuwam jakiejkolwiek samotności. - jakoś nie słyszałam w jej głosie specjalnej radości.
-Ja jednak myślę co innego, i w związku z tym moja kochana mam pewien cel.
-Już się boję...
-Chcę ci kogoś znaleźć, a właściwie już mam kogoś na oku. - tak to jest mój cel, ona mi cały czas pomaga więc ja też chcę jej pomóc.
-No nie wiem, to nie jest dobry pomysł...
-No nie daj się prosić, zaufaj mi, przecież jesteś odważna.
-Okej, ale pierwszy i ostatni raz, że szukasz mi faceta. Masz tylko jedną szansę. - może i Joy uważała, że to głupi pomysł ale myślę, że gdzieś tam w środku się cieszy.
-Wiedziałam, że się zgodzisz. Mówię ci, będziesz zadowolona. - powiedziałam do niej, pocałowałam w policzek i poszłam na górę wziąć gorącą kąpiel, żeby odprężyć się po zakupach.

*DAVID*
   Nie wiem dlaczego tak się denerwuję. Na niczym dzisiaj nie mogę się skupić, na treningu nie dawałem z siebie wszystkiego co zawszę robię. Boże, co ta dziewczyna ze mną zrobiła, jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Praktycznie się nie znamy a mi tak odwala. 
Jutro mamy się spotkać, mam nadzieje, że nie palnę żadnej głupoty bo chyba bym się wtedy zapadł pod ziemię. I jeszcze do tego pierwszy mam problem w co się ubrać , bo przecież to obiad a nie kolacja. To nawet nie jest randka...chyba.
Cyba znów potrzebuję pomocy. Telefon. Kontakty. Johnny.
-Co znowu? Dzwonisz chyba z piąty raz. - po trzech sygnałach usłyszałem głos przyjaciela, niezbyt zadowolony. Fakt, dzwoniłem już, któryś raz z kolei, no ale przecież nie wiedziałem jak mam się zachowywać itp. na tym "spotkaniu" bo zawsze jak umawiałem się z dziewczynami to było coś w stylu : "No dobra, mogę z nią iść ale nic z tego nie będzie", więc nie miałem doświadczenia z poważniejszymi sprawami. Muszę na Albie zrobić dobre wrażenie, szczególnie po tym jak się poznaliśmy.
-Jak mam się ubrać?
-Co? Gdzie masz się ubrać?
-No jutro!
-Aaa, no tak. Przyjadę z tobą jutro po treningu do domu to ci pomogę. Nara. - i ba tym nasza rozmowa się zakończyła. Może za bardzo zawracałem Terry'emu głowę ale na szczęście zawsze mogłem na niego liczyć. Niby na Oscara też, ale on jest młody więc teraz mi nie pomoże.

*ALBA*
   Tak to jest, że ludzie często nie chcą czegoś przed samym sobą przyznać, tak jak np. ja teraz. Coś nie daje mi spać, próbuję wmówić sobie, że to przez brak świeżego powietrza, ale nawet po uchyleniu okna nic się nie zmieniło, więc może to przez to jutrzejsze spotkanie z tym facetem, któremu projektowałam ogród... Ale prawda nie całkiem inna...to przez NIEGO. David. Co ja robię? Dlaczego zgodziłam się na to spotkanie? Może nie byłoby w tym nic dziwnego gdybym ciągle o nim nie myślała, ale myślę. Prawie wcale się nie znamy ale coś w nim jest. Coś czuję, a nie powinnam. Przecież tak niedawno straciłam Noah, którego kochałam całym sercem i kocham dalej. Co on by powiedział gdyby widział co robię?
Nie jestem gotowa na coś nowego. Nie można zakochać się dwa razy, nie można poczuć się tak samo, nie można drugi raz wznieść się wysoko nad niebo...


   Długo nie mogłam zasnąć ale w końcu jakoś mi się udało. Moje nocne przemyślenia odcisnęły się nie tylko na psychice ale i na twarzy, widać było po mnie zmęczenie, no ale już nic z tym nie zrobię. Za godzinę miał przyjechać David więc kilka minut temu zaczęłam się zbierać.Musiałam jakoś zamaskować to co wyrażała moja twarz, a w tym mogła mi pomóc tylko jedna osoba.
-Joy!

  I tak przy małej pomocy byłam gotowa na czas, bo akurat gdy już tylko stałam przed lustrem i patrzyłam na zniewalający efekt końcowy usłyszałam pukanie do drzwi więc poszłam otworzyć.
-Cześć. - David wyglądał, hmm bardzo dobrze. 
-Wejdź, już idziemy tylko wezmę torebkę. - powiedziałam do chłopaka i pognałam szybko na górę. 
-Możemy iść. - po minucie byłam z powrotem koło Luiza. Mój towarzysz otworzył mi drzwi i poszliśmy w stronę jego auta. 
-To gdzie jedziemy? - spytałam ciekawa jego odpowiedzi.
-Niespodzianka, zobaczysz dopiero na miejscu. A tak przy okazji to pięknie wyglądasz. - David wydawał się lekko spięty. 
-Dziękuję, musiałam się ubrać jakoś przyzwoicie bo potem mam jeszcze spotkanie służbowe. 
-Naprawdę? Gdzie?
-Gdzieś na obrzeżach Londynu z jakimś ważnym gościem. 
-To podwiozę cię.
-Nie no naprawdę nie trzeba.
-Nie ma gadania, nie będziesz chodziła sama po obrzeżach Londynu. - i na tym stanęło. Jechaliśmy w ciszy jakąś chwilę kiedy przypomniała mi się pewna sprawa, o którą chciałam zapytać Luiza.
-David, mogę zadać ci dość nietypowe pytanie? - powiedziałam cicho bo nie byłam do końca pewna czy to dobry pomysł.
-Jasne, dawaj. - chyba się trochę rozluźnił, a przynajmniej tak mi się wydaję.
-Czy John ma dziewczynę?

Dzisiaj krótko, ale jakoś nie miałam weny i specjalnej ochoty na pisanie tego rozdziału...
No ale nieważne.
Domyślacie się dlaczego Alba zapytała Davida czy John ma dziewczynę? ;). Jak tak to piszcie, a jak nie to też piszcie ;p.
Do następnego! ;D.
POZDRAWIAM ;* .

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 6

    Siedziałam już nad pustą kartką od dobrej godziny i nadal nic nie narysowałam. Kompletnie nie miałam weny. Cały czas myślałam o dzisiejszym dniu i to mnie dekoncentrowało. David to naprawdę miły chłopak, dobrze się z nim rozmawia. Wzbudza zaufanie. No ale muszę przestać o tym myśleć i zabrać się za prace.

Kolejne dwie godziny to szkicowanie, odmierzanie i dużo myślenia, od którego zaczęła boleć mnie głowa ale na szczęście prawie skończyłam ten projekt. To naprawdę duży obszar, facet dla którego to robię musi być naprawdę jakiś ważny.
-Alba! - usłyszałam głośny krzyk Joy kiedy miałam właśnie się zdrzemnąć. Pomyślałam, że dzisiaj jakoś specjalnie z nią nie rozmawiałam, tylko kiedy wróciłam ze spaceru to kazała mi wszystko opowiedzieć.
-Słucham cię? - zeszłam na dół do salonu gdzie znajdowała się moja przyjaciółka.
-To chyba dla ciebie. - podała mi nieduży list, na kopercie było napisane moje imię.
 -A skąd to masz? I od kogo to? - byłam zdziwiona.
-A bo ja wiem  było w skrzynce na listy to przyniosłam do domu.
-Hmm... ciekawe. - poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie gorącej herbaty, bo zaczynało robić się zimno co znaczyło, że jutro nie będzie zbyt pięknej pogody. Kiedy włączyłam wodę do gotowania usiadłam na wysokim krześle przy równie wysokim stoliku i zaczęłam czytać treść listu:

Droga Albo!
Na początku chcę podziękować Ci, że chciałaś i spędziłaś ze mną dzisiaj twój cenny czas. Chcę również powiedzieć, że naprawdę były to dla mnie bardzo mile spędzone chwilę.
 Trochę się o Tobie dowiedziałem i myślę, że chcę dowiedzieć się więcej dlatego zapraszam Cię obiad. Mam nadzieję, że się zgodzisz dlatego zostawiam swój numer i czekam na odpowiedź.

PS.Masz pozdrowienia od Johna i Oscara. 
 Ps2. 504444823
David Luiz xx

Akurat kiedy skończyłam czytać usłyszałam, że woda się ugotowała więc zalałam herbatę i wróciłam do Joy bo chyba tym razem potrzebowałam jej rady. 

*DAVID*
-Chłopaki i co teraz?! A jak nie zadzwoni albo co chyba jeszcze gorsze odmówi? - byłem lekko przerażony tym, że Alba może mnie wyśmiać, bo kto teraz, w XXI wieku, wysyła a raczej w moim przypadku podrzuca lity zamiast zadzwonić? Ale nie mam jej numeru więc nie miałem jak zadzwonić.
-Wyluzuj, na pewno zadzwoni, tylko daj jej trochę czasu do namysłu. Przecież prawie wcale się nie znacie. - Terry był jak zwykle dobrej myśli, albo tylko udawał. A Oscar, mój drugi przyjaciel? Oscar jak zwykle coś pisał na tym swoim telefonie. 
-A może jednak lepiej było napisać, że zapraszam ją na kolację a nie na obiad? Bo kolacja to jednak jest bardziej taka oficjalna itp. 
-No właśnie, nie może być za bardzo oficjalnie bo się dziewczyna może wystraszyć. Uwierz mi jest dobrze. 
*ALBA*
-Chcesz wiedzieć co ja myślę? Więc myślę, że twój jedyny problem to w co się ubrać a nie zastanawianie się czy tak wypada. Co ci zależy? - w sumie to Joy z jednej strony ma rację, co mi zależy? Ale z drugie to tak niedawno straciłam miłość mojego życia a już umawiam się z jakimś innym mężczyzną? Ale przecież to tylko głupi obiad, co z tego może wyniknąć...nic.
-Więc pomożesz mi coś wybrać? Albo może najpierw do niego zadzwonię... - wzięłam telefon i wykręciłam numer, który David podał w liście. Jeden sygnał, drugi, trzeci... 
-Słucham? - kiedy miałam już wcisnąć czerwoną słuchawkę usłyszałam w słuchawce znajomy głos.
-Cześć, to ja Alba. Właśnie przeczytałam twój list, i chcia...
-Naprawdę?! Ciesze się, że zadzwoniłaś! A ten list... To John pomagał mi go pisać, ja myślałem, że to średnio dobry pomysł... - mój rozmówca nie pozwolił mi dokończyć tylko sam zaczął "nawijać" jak oszalały. 
- Chciałam powiedzieć, że list był uroczy i możesz podziękować Johnowi, że ci pomógł i oczywiście pozdrów jego i Oscara.
 -Żebyś wiedziała, że muszę mu podziękować, i to bardzo. Ale wracając do treści listu, to jaka jest twoja odpowiedź?
-Pozytywna. - zaśmiałam się do słuchawki, dlaczego on był taki speszony?
-Jezu, nawet nie wiesz jak mi ulżyło! Myślałem, że naprawdę pomyślisz, że jestem jakimś głupkiem z tym listem...
-Hahaha, już nie przesadzaj.
-Dobra to powiedz tylko kiedy i gdzie a ja się dostosuję.
-Może być w sobotę koło czternastej? Bo akurat wtedy mam czas.
-Jasne, że tak. A gdzie?
-Zdaję się na ciebie. - mam nadzieję, że dobrze robię mówiąc to...
-Okej, to będę po ciebie w sobotę o czternastej.
-To do zobaczenia.
-Do zobaczenia Alba. - i po tych słowach wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Dobrze, że David pozwolił mi wybrać termin bo szczerze mówiąc to nie mam za bardzo czasu. Cały czas jestem zawalona pracą a i tak w sobotę o osiemnastej jestem umówiona z tym ważnym gościem u niego w domu, żeby mógł obejrzeć projekt, mam nadzieję, że się wyrobię...

Od godziny siedziałam z Joy przed szafą, jak dla mnie to mogłam ubrać się po prostu w jeansy, po co miałam się stroić na zwykły obiad. No ale już dam mojej przyjaciółce trochę się pocieszyć.
-Alba niestety muszę cię zmartwić ale nie mamy nic odpowiedniego dla ciebie więc musimy iść na zakupy. Jest środa także mamy dwa dni.- no to tego się nie spodziewałam ale ostatecznie musiałam się zgodzić.

Na zakupy wybrałyśmy się w piątek ponieważ moja przyjaciółka miała wtedy wolne. Chodziłyśmy już po sklepach od godziny jedenastej, a teraz była czternasta. W każdym sklepie musiałam coś przymierzać, myślałam już, że nie wytrzymam, lubiłam zakupy i to bardzo ale z Joy to była męczarnia. Niektóre rzeczy były naprawdę ładne ale podobały się tylko mi.
Zmierzałyśmy już w stronę wyjścia bo po jakimś czasie już nawet Joy zwątpiła.
-Alba... - usłyszałam i obróciłam się bo nie zauważyłam przyjaciółki obok siebie. Stała prze witryną jakiegoś sklepu i wpatrywała się w coś. Podeszłam do niej. - To jest to.


A więc mamy w planach kolejne spotkanie Davida i Alby ;). Przygotowania idą pełną parą, jak dobrze mieć przyjaciółkę przy sobie. 
Chcę wam powiedzieć, że jest mi przykro, że pod poprzednim rozdziałem jest tak mało komentarzy ;c. One bardzo motywują, chcę się pisać kiedy i wy piszecie swoje opinie. Nie wiem jak to będzie jeżeli nie będziecie dawali znaków, że to czytacie. Bo jeśli ja myślę, że nikt nie czyta tego opowiadania to po co mam je pisać? Czas pokaże...
No ale jak na razie to do następnego(mam nadzieję) ;* .

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 5

   Godzina druga w nocy a coś nadal nie pozwala mi zasnąć. To coś to ta dzisiejsza, a raczej wczorajsza sytuacja. Zresztą nie jedna, ale dwie. Pierwsza to niespodziewany gość z miłą niespodzianką, a mianowicie David z kwiatami. Naprawdę mnie zaskoczył, myślałam, że już nigdy się nie zobaczymy a tu nagle on pojawia się w drzwiach domu, i do tego to co zaproponował. To, że zgodziłam się na ten spacer to był chyba impuls, no ale już trudno. Raz się żyje, tylko w co ja się ubiorę. Ale przecież to tylko zwykły spacer więc czy ja się przejmuję.
Druga sprawa natomiast to to o co zapytała mnie Joy. Trzy miesiące temu zakończył się ważny rozdział w moim życiu. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek się kończył ale niestety widocznie tak musiało być.
Ta historia miała początek sześć lat temu. Kiedy miałam siedemnaście lat wyjechałam do USA na warsztaty architektoniczne i poznałam tam Noah. Szybko znaleźliśmy wspólny język i tak samo szybko się w sobie zakochaliśmy.  Rok wspólnych ranków, popołudni i wieczorów został przerwany przez jeden zwykły-niezwykły list. Noah dostał wezwanie do służby. Mój chłopak służył w Marines (Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych) i musiał wyjechać na rok. Ten okres był dla mnie trudny, ale jakoś to przetrwałam za pomocą listów i zdjęć, które do siebie wysyłaliśmy. Po długich 365 dniach mogłam w końcu dotknąć mojego Noah. Jednak cieszyć się mogłam cieszyć się tym tylko przez kolejne dwa lata, po których mój żołnierz dostał kolejne wezwanie. Tym razem też miał to być "tylko" rok, ale miesiąc przed jego powrotem dostałam list.Przeczytałam w nim, że sytuacja w miejscu, w którym są się pogorszyła i razem z chłopakami z jego oddziału zadecydowali, że złożą prośbę o kolejny rok na służbie. Nie miałam wyboru, musiałam się z tym pogodzić i cierpliwie czekać. Wtedy listy od mojego ukochanego albo przez długie tygodnie nie przychodziły albo dostawałam i kilkanaście naraz. Ostatnią przesyłkę od Noah dostałam dwa miesiące przed datą jego powrotu. Piał w nim, że dzisiaj wyruszają na front, że bardzo mnie kocha, tęskni i myśli o mnie cały czas. Przez dwa tygodnie nie dostałam ani jednego listu kiedy w końcu znalazłam coś w skrzynce. Ale ten list był inny, już sam wygląd mnie zdziwił bo nigdy jeszcze takiego listu nie dostałam. Był w czarnej kopercie.
"...Z przykrością informujemy iż Sierżant Noah Mandez zginął dla kraju jako bohater osłaniając innego mężczyznę przed strzałem..."
Byłam załamana, nie mogłam odnaleźć się w świecie. Tydzień później samolot z trumną lądował na
amerykańskim lotnisku wojskowym. W pogrzebie uczestniczyło wojsko, była cala ta oprawa razem z wystrzałami armat ale ja nie miałam ochoty tam być, chciałam tylko wrócić do domu, zamknąć się w pokoju i umrzeć.
Po krótkim czasie wróciłam do Brazylii i postanowiłam zmienić swoje życie. Tak znalazłam się tutaj.
To całe myślenie mnie zmęczyło i nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. 

Tak odpłynęłam, że kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek zobaczyłam liczbę dwanaście. No pięknie. Szybko wstałam i z kopa zeszłam na dół. To co zobaczyłam o mało nie przyprawiło mnie o zawał. David Luiz siedział z Joy w kuchni i gadali w najlepsze popijając kawę.
-No witamy Śpiącą Królewnę! - moja przyjaciółka wydarła się przyprawiając mnie o chwilowy ból głowy.
-Błagam Cię nie krzycz tak bo mi bębenki popękają. - zwróciłam się najpierw do Joy by po chwili odezwać się do Davida. - Przepraszam, że jak się domyślał musisz czekać ale jakoś tak wyszło, że akurat dzisiaj nie miałam nastawionego budzika.
-Spoko, nie ma sprawy, bardzo dobrze rozmawia mi się z twoją współlokatorką. Przynajmniej dowiedziałem się czegoś o Tobie. - widocznie był zadowolony.
-Jezu, już się boję. - mam nadzieję, że Joy nie opowiedziała mu o mnie jakiś strasznych rzeczy.
-Dobra koniec gadania, idź się zbieraj bo mam nadzieję, że pamiętasz o naszym spacerze.
-Pamiętam. - nie mówiąc już nic więcej wróciłam na górę w celu wzięcia szybkiego prysznica.
Po dziesięciu minutach przechodziłam z łazienki do mojego pokoju. Owinięta w ręcznik usiadłam przy toaletce i zaczęłam rozczesywać włosy, kiedy to zrobiłam zabrałam się za malowanie. Bóg obdarzył mnie długimi rzęsami dlatego nie musiałam nakładać specjalnie dużo tuszu aczkolwiek lubiłam mieć pomalowane oczy. Musnęła jeszcze tylko policzki różem i umalowana i uczesana podeszłam do szafy. Na szczęście pogoda nadal dopisywała. Wyjęłam potrzebne rzeczy i z powrotem poszłam do łazienki.
 I tak po wykonaniu wszystkich czynności zeszłam na dół gotowa do wyjścia.
-Możemy iść. - ubierając buty zawołam Luiza, który po chwili stanął koło mnie. Joy natomiast patrzyła na nas opierając się o ścianę.
-Tylko wróć przed dwudziestą-czwartą Alba. - no tak zawsze musi dołożyć swoje trzy grosze.
-Nie martw się, odprowadzę ją pod same drzwi o przyzwoitej porze. - David odpowiedział jej ze śmiechem i wyszliśmy z domu.
-No więc gdzie idziemy? - chciałam wiedzieć jaki jest cel naszego spaceru więc po prostu zapytałam.
-Nie mam pojęcia, myślę, że pójdziemy przed siebie reszta to będzie niespodzianka . - aha, no to fajnie, zawsze lubię mieć wszystko poukładane i mieć konkretny plan. - Wszystko dobrze? - zapytał mój towarzysz bo nic nie mówiłam.
-Tak tak. No ale pochwal się czego się o mnie dowiedziałeś.
-Hmm... kilku ciekawych rzeczy, np. tego, że jesteś architektem.
-Tak to akurat prawda. Jakiś czas się już tym zajmuję i naprawdę to lubię. Ale z tego co mi wiadomo to ty też robisz to co lubisz . - chciałam zmienić temat ze mnie na niego.
-O tak, kocham moją pracę. To jedna z najlepszych rzeczy w życiu, kiedy twoja praca to twoja pasja.
-Tak, to prawda. Ty już o mnie wiesz parę rzeczy wie ja też chce wiedzieć coś o tobie. - na moje słowa David się zaśmiał.
-Nie wiem co mogę o sobie powiedzieć, całego życia nie będe ci opowiadał bo byś się zanudziła.
-O, no dalej! Powiedz co lubisz oprócz kopania piłki .
-Hmm, jest parę takich rzeczy...
I tak przegadaliśmy dobre dwie godziny. Dowiedziałam się między innymi, że Luiz lubi dzieci i dlatego w przyszłości chciałby mieć gromadkę swoich. Rozmawialiśmy też na inne tematy, np. co lubimy jeść i okazało się, że mamy podobny gust w tym przypadku.
-Dobra, naprawdę fajnie się gada ale muszę się zbierać. - trochę się zagadaliśmy, tak że nie zauważyła, która to już godzina.
-Naprawdę? Dlaczego? - David wydał się być lekko zawiedziony.
-Mam jeszcze dzisiaj trochę pracy, bo projektuje ogród dla jakiegoś ważnego gościa.
 -A no chyba, że tak. to chodź odprowadzę cię .
Droga do domu zajęła nam jakieś piętnaście minut.
-Zobaczymy się jeszcze? - zapytał David kiedy już staliśmy pod drzwiami.
-Kto wie... - zaśmiałam się i weszłam do środka. 




Przepraszam was za to spóźnienie! Po prostu to całe rozpoczęcie roku szkolnego, i wg. nowa szkoła... Jakoś zabrakło czasu. No ale nareszcie się zebrałam i napisałam piątkę. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z końcówki rozdziału, ale myślę, że jakoś bardzo tragicznie nie jest. Poznaliście tajemnicę Alby, ale czy to jedyny jej sekret?. Piszcie czy wam się podoba no i do następnego ! ;*.

PS. Strasznie przepraszam osoby, u których reklamowałam nowe odcinki w komentarzach pod rozdziałami. Jeśli komuś jeszcze to przeszkadza to piszcie!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 4.

   Następny słoneczny dzień. Nareszcie mogłam się wyspać, dlatego czuje się dzisiaj wypoczęta i pełna pozytywnej energii, mam nadzieję, że nikt ani nic tego nie zepsuje.
Jak na razie szło dobrze. Po wstaniu z łóżka poszłam wziąć prysznic po którym ubrałam się w zwykłe domowe ubrania bo nie planowałam dzisiaj nigdzie wychodzić z tego powodu, że wstałam dosyć późno a muszę jeszcze rozpakować walizki. Skończyłam chyba po dwóch czy trzech godzinach, była już szesnasta. Z obolałymi plecami poszłam do Joy.
-Bąbelku zjemy coś, bo od rana nic nie miałam w ustach? - zapytałam na wstępie bo byłam naprawdę głodna, zresztą ja zawsze. Co jak co ale apetyt miałam wielki, dzięki Bogu nie było tego po mnie widać.
-No spoko, tylko w domu nic nie ma.
-To zamówimy. Może być chińskie?
-Tak, tylko z tej samej knajpy co zawsze i dla mnie to co zwykle.
-Okej.
Z pokoju Joy przeniosłyśmy się do kuchni. Kiedy znalazłyśmy numer do restauracji zadzwoniłam i złożyłam zamówienie. Z racji, że moja przyjaciółka też była żarłokiem trochę tego było. Zamówiłyśmy pierożki po chińsku w sosie słodko-kwaśnym, kurczaka po wietnamsku, polędwiczki smażone na maśle z czosnkiem,  krewetki w cieście sezamowy,  ryż smażony z warzywami i do tego sos czosnkowy i sos chili. Mimo, że było tego dużo to przy nas nic się nie zmarnuje.
Miły pan, który odbierał zamówienie poinformował mnie, że jedzonko powinno dojść do godziny więc nie pozostało nic innego jak czekać.Poszłyśmy do salonu i włączyłyśmy telewizję, w której jak zwykle nic nie było więc stanęło na jakimś programie muzycznym.
-Alba? - usłyszałam po jakiś dwudziestu minutach czekania.
-Słucham?
-Ja...ja chciałam się ciebie zapytać jak ty się czujesz? - o co jej znowu chodziło, jak niby mam się czuć.
-No normalnie, a jak mam się czuć? O co chodzi?
-Pytam jak się czujesz po tym wszystkim co się stało te trzy miesiące temu? Jeśli nie chce to nie musimy o tym rozmawiać ale widzę, że to cię nadal gryzie. - no to mnie zgięła, spuściłam wzrok na dywan bo nie wiedziałam co mam robić. Nie wiedziałam czy chcę o tym zapomnieć czy nie ale jednego byłam pewna, nie mam siły o tym na razie rozmawiać. Już miałam jej odpowiadać kiedy usłyszałam moje wybawienie. Dzwonek do drzwi.
-Otworzę, to pewnie jedzenie. - i tak kończąc temat, z wielką ulgą, wyszłam z pomieszczenia, w którym nadal była moja współlokatorka i skierowałam się w stronę drzwi. Złapałam za klamkę i otworzyłam. Jakież było moje zdziwienie kiedy zamiast zobaczyć dostawcy z jedzeniem, którego się spodziewałam zobaczyłam róże. Bardzo dużo róż. ;Tyle, że mogłoby się wydawać, że cały świat porosły te piękne kwiaty i zakryły wszystko.
Po chwili zza bukietu zaczął wyłaniać się świat a wraz z nim osoba, która owy bukiet trzymała. Tą osobą był nie kto inny jak David Luiz. Czyli jak się domyślam Johnny dotrzymał swojej tajemnicy.
-Cześć, chciałem cię przeprosić za to, że musiałaś się fatygować w środku nocy i podziękować ci, że mi pomogłaś, nie wiem co by było gdybyś się nie zgodziła pomóc. I naprawdę mi głupio, a to dla ciebie. - skończył swoje "przemówienie" i podał mi kwiaty.
-Dziękuję i nie ma za co, ale naprawdę nie musiałeś kupować tych kwiatów. Przecież to musiało kosztować majątek.
-To i tak nie dorównuje temu co ty zrobiłaś więc je po prostu weź i nie dyskutuj. - powiedział to jak jakiś dyktator ale ze śmiechem więc ja też się zaśmiałam i wzięłam bukiet.
-W takim razie dziękuję, są piękne. Wejdź, wstawię je do wody. - odwróciłam się i poszłam w stronę kuchni a za mną David. Znalazłam odpowiedni wazon, nalałam do niego wody i wstawiłam róże. Popatrzyłam na mojego gościa, a właściwie to na jego nos.
-A tak w ogóle to jak tam twój nos? - miał jeszcze opatrunek, ale nie duży.
-Powiedzmy, że może być. Nie zagram w najbliższym meczu i przez miesiąc będę miał specjalną maskę na mecze i treningi. - nie był zbyt szczęśliwy gdy to mówił.
-Ciesz się, że to nie było nic groźniejszego bo naprawdę to nie wyglądało za dobrze. Pamiętasz w ogóle jak ty to zrobiłeś?
-Chciałbym.  A tak poza tematem to może...tzn. nie musisz się zgadzać bo to tylko taka propozycja i wiesz...
-O co chodzi? Nie gryzę, możesz spokojnie powiedzieć. - zabawnie to wyglądało kiedy facet, który jest wyższy ode mnie o jakieś dwie głowy albo nawet więcej boi się mnie o coś zapytać.
-Noo, chciałem się zapytać czy może masz ochotę na spacer czy coś? - i kiedy miałam mu już odpowiedzieć kolejny raz dzisiejszego dnia mi przerwano.
-No Alba co ty tam robisz?! - krzyk Joy przeszył cały dom jak nie cały Londyn. Zupełnie o niej zapomniałam. Popatrzyłam na drzwi od kuchni i zobaczyłam w nich przyjaciółkę, która wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Joy to David, David to moja przyjaciółka Joy. - przedstawiłam ich sobie a oni podali sobie ręce.
-Mówiłam ci, że następnym razem mnie przedstawisz a ty mi nie wierzyłaś. Ja zawsze mam rację. - nie zawsze, tylko teraz, pomyślałam ale nie powiedziałam tego na głos bo zaraz by był wykład.
-To ja już będę szedł. - Luiz przerwał ciszę.
-Nie zostaniesz? Właśnie czekamy na jedzenie. - byłam dość uprzejmą osobą więc zapytałam z grzeczności. -Nie, muszę już lecieć bo mam wizytę u faceta, który robi te maski.
-No trudno, chodź odprowadzę cię. - wyszliśmy z kuchni. Odprowadziłam go do drzwi.
-Co do tego spaceru to chętnie, wpadnij jutro tylko nie za wcześnie bo nie jestem rannym ptaszkiem. - powiedziałam kiedy już miał odchodzić.
-Spoko. To do zobaczenia jutro.
-Do zobaczenia. - odparłam a on odszedł z uśmiechem na twarzy.
Stałam tak jeszcze w drzwiach dopóki David nie odjechał i nawet nie zamykałam drzwi bo właśnie w moją stronę zmierzał pan z naszym zamówieniem.



No to macie kolejny, akcja powoli się rozwija. Jak mogliście przeczytać Alba ma pewną tajemnicę, ale niedługo dowiecie się o co chodzi. Następny rozdział za tydzień. 
Zapraszam do komentowania, pozdrawiam i do następnego ! ;* .

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 3

   Gdy wróciłam do domu było już po siódmej rano więc uznałam, że nie opłaca mi się iść spać. Moje zmęczenie i tak zniknęło gdzieś podczas nocnych przygód. W takim wypadku nie miałam co do roboty więc poszłam zaczerpnąć odprężającej kąpieli. 
Podczas leżenia w wodzie, pokrytej grubą warstwą pachnącej piany, rozmyślałam o tym co będę robić tutaj, w Londynie. Z pracą nie mam problemu ponieważ mogę wykonywać ją w domu. A mianowicie zajmuję się architekturą krajobrazu czyli np. projektowaniem ogrodów lub innych niezagospodarowanych obszarów zieleni. Miałam stronę internetową, ale także mój brat Francisco werbował klientów. Dlatego, że pracuje w tej branży już dość długo bo od siedemnastego roku życia to ze zleceniami nie mam problemu, czasami jest ich nawet za dużo. Zarabiam też nie mało więc tym też się nie martwię, jednak jak to się mówi : pieniądze szczęścia nie dają.
Po godzinnej kąpieli postanowiłam wyjść już z wanny, owinęłam się ręcznikiem i poszłam do pokoju wybrać jakieś ubrania na dzisiaj. Na szczęście dzisiejsza pogoda była o niebo lepsza od wczorajszej. Słońce świeciło i wiał przyjemny wiaterek. 
Z wybranymi rzeczami wróciłam do łazienki żeby się ubrać i pomalować.
Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zeszłam na dół do kuchni, żeby coś zjeść. Siedziała tam już Joy.
-I jak pierwsza noc? Dobrze spałaś? - usłyszałam jej pytanie, na które się tylko zaśmiałam. -Z czego się tak śmiejesz?
-Gdybyś ty kochana wiedziała co ja robiłam tej nocy...
-Co? O co chodzi? - była strasznie zdziwiona, ale już widziałam ten jej chytry uśmieszek, myślała, że przespałam się z połową miasta.
-Nie, to nie to o czym myślisz. - odparłam i zaczęłam opowiadać jej całą historię od samego początku. 

-Nie no ty sobie chyba żartujesz!  Jesteś pewna, że ci się to nie śniło? -moja przyjaciółka widocznie nie mogła uwierzyć w to co się działo w nocy. 
-Tak jestem pewna na sto procent Joy.
-Dlaczego mnie nie obudziłaś ?! 
-Gdybym chciała to bym cię nie dobudziła. 
-No w sumie to masz rację, ale następnym razem mnie z nimi zapoznasz. 
-Nie będzie żadnego następnego razu. - i na tym się skończyło, pewnie Joy będzie mi truła przez najbliższy czas, że muszę ją poznać z chłopakami no ale cóż, pewnie już ich nigdy nie spotkam więc mi bardzo przykro ale moja przyjaciółka nie pozna swoich "idoli". 

Szpital St.Thomas.

-No stary, tym razem to naprawdę ostro zabalowałeś. - byłem właśnie u Luiza zobaczyć co u niego.
-Taa, wyobraź sobie, że zauważyłem Terry.  
-Więc, mam nadzieję, że czujesz się już lepiej bo jutro czeka cię ważna misja. - nie mogę mu odpuścić przeproszenia i podziękowania Albie, bo gdyby nie ona to nie wiadomo jakby mój przyjaciel skończył. 
-Jaka znowu akcja, Johnny? Jak na razie to ja mam dość wrażeń.
-No musisz iść do swojej wybawicielki z kwiatami, paść jej do stóp i błagać o wybaczenie za to, że przez ciebie nie miała spokojnej nocy.
-Jezu, nie przesadzaj. Pójdę do niej podziękuję i po sprawie. 
-No chyba sobie żartujesz, dopilnuje tego osobiście, żebyś nie spieprzył sprawy drogi przyjacielu. A teraz się przygotuj bo zaraz przyjdą chłopaki.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, jeszcze skończy się tak, że drugi raz będę miał nos złamany.
-Ty się nie bój chłopaków tylko trenera bo do niego też będziesz musiał iść wszystko wyjaśnić.
-No to świetnie... - było słychać w jego głosie zaniepokojenie ale sam sobie na to zasłużył.
Posiedziałem z Davidem jeszcze pięć minut i pojechałam załatwić jakieś ładne kwiatki dla Alby. Nie chodziło mi tylko o to żeby Luiz ją przeprosił i podziękował bo ta dziewczyna jest naprawdę ładna i miła, i mam nadzieję, że David też to zauważy.



Dzisiaj trochę krótko (przepraszam!) ale obiecuję, że następny odcinek będzie dłuższy bo będzie się w nim działo ;). Trochę informacji o Albie, więc możecie ją "bardziej poznać". Mam nadzieje, że ten rozdział wam się podobał. Piszcie jak wrażenia i do następnego! ;*.

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 2

   To jest jakaś porażka. Człowiek chcę się wyspać, a mu nie pozwolą. Popatrzyłam na zegarek. Była trzecia nad ranem a w domu na przeciwko ktoś bawił się w najlepsze. Byłam jednak tak zmęczona, że poszłam dalej spać.

Godzinę później.

-To już przegięcie! -powiedziałam, bo coś, a raczej ktoś, znów przerwał mój sen. Ale tym razem nie był to hałas. Ktoś pukał, chociaż lepszym stwierdzeniem byłoby walił, w drzwi od domu. 
Pomyślałam, że jak nikt nie zejdzie otworzyć to ten ktoś sobie pójdzie jednak to była strasznie uparta osoba.
Joy pewnie śpi jak zabita, nawet gdyby się paliło i waliło to nie ma szans żeby się obudziła. W takim wypadku byłam zmuszona zejść na dół . 
Było ciemno więc mało co bym się nie zabiła na schodach ale jakoś dotarłam do tych nieszczęsnych drzwi.
Z bólem je otworzyłam, a moim oczom ukazał się dość dziwny widok. A mianowicie trzech chłopaków, albo raczej dwóch młodych mężczyzn a trzeci koło trzydziestki. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jeden śmiał się tylko on sam wie z czego, drugi miał poważną minę, a trzeci trzymał się za nos ręką, która była cała we krwi.
-Mogę w czymś pomóc? - zapytałam wkurzonym tonem. 
-Przepraszamy, że o tej godzinie czegoś w ogóle chcemy, ale trochę impreza się za bardzo rozkręciła...
-Tak to słychać - przerwałam mu. Poważny chłopak popatrzył na mnie przepraszającym tonem, a że już nic nie powiedziałam to on wrócił do tego o czym miał mówić.
-...no więc kolega chciał, nie nawet nie wiem co chciał zrobić i chyba nie chcę wiedzieć, ale ma cały nos we krwi i mówi, że zaraz zemdleje, i że go bardzo boli. 
-A co ja mam z tym wspólnego? - nie wiedziałam o co mu chodzi. Co mnie obchodzi jego kolega. Jak się nie umie pić to takie rzeczy się dzieją.
-No chodzi o to, że wszyscy trochę wypiliśmy i do szpitala jechać nie możemy a ja nie wiem co mam robić i miałem nadzieje, że mieszka tu taka miła pani jak ty i mi pomoże. - no i co ja mam teraz zrobić, przecież nie mogę tak po prostu odmówić bo ten chłopak się wykrwawi czy coś w ten deseń.
-No dobrze, wchodźcie. 
-A tak przy okazji jestem John Terry, ten krwawiący to David, a ten głupek to Oscar. - popatrzyłam na wszystkich po kolei i dopiero teraz zauważyłam, że coś mi tu nie pasuje bo wydaje mi się jakbym gdzieś już ich widziała. Ale może to tylko przez zmęczenie. 
-Alba.
Poprowadziłam ich do kuchni. Zapaliłam światło i kazałam temu, jak to powiedział John, krwawiącemu usiąść na krześle.
-Dobra postaraj się nie ruszać przez chwilę a ja zobaczę co ci się stało. - próbowałam go trochę uspokoić i na szczęście podziałało. 
-Dobrze pani doktor, zrobię wszystko tylko niech pani mnie wyleczy bo chyba umieram. - ledwo zrozumiałam bo strasznie bełkotał ale pożałowałam, że jednak zrozumiałam. Popatrzyłam na niego jak na głupka i nic nie odpowiedziałam bo wolałam nie ryzykować. 
Po dokładnym przyglądnięciu się nosowi Davida uznałam, że ja mu raczej nie pomogę. 
-Ja tu raczej nic nie wskóram bo wydaje mi się, że nos jest złamany. Mogę jedynie mu przemyć to z krwi i spróbować zatamować krwawienie ale raczej na pewno musicie pojechać do szpitala. - powiedziałam to już do Johna bo reszta raczej by nie zrozumiała o czym  mówię. Najpoważniejszy z moich "gości" popatrzył na mnie z przerażeniem w oczach.
-Ale jak to? Jesteś pewna, że to złamanie.
-Nie jestem pewna ale na to mi wygląda. 
-No dobrze, pojedziemy do tego szpitala ale musisz jechać z nami. - w tym momencie się chyba przesłyszałam, że niby ja mam jechać z nimi do szpitala?  A niby to z jakiej racji?.
-O nie, nie, nie ! Ja już swoje zrobiłam. Wiecie co dalej robić, a ja wam w tym potrzebna nie jestem.
-Jesteś i to bardzo. Uwierz mi Alba, nie prosiłbym cię o to ale ja też piłem i ty musisz poprowadzić. Mam nadzieję, że masz prawo jazdy. - no to w niezłe bagno się wkopałam. Najwyraźniej nie mam wyboru i muszę jechać. To będzie ciężka noc.
-Mam. Zaczekajcie chwilę pójdę się tylko przebrać.
-Dziękuję ci bardzo. Mam u ciebie wielki dług i zresztą David też. Odwdzięczę się.
Uśmiechnęłam się tylko lekko do niego i poszłam a górę się przebrać.
Po pięciu minutach byłam gotowa i zeszłam z powrotem na dół. Powiedziałam do Johna, że możemy iść więc pomógł Davidovi wstać z krzesła i wyszliśmy z domu.
Podeszliśmy do auta najstarszego.
-Zaczekaj tu chwilę z nim a ja tylko zaprowadzę Oscara . 
Nie miałam innego wyboru jak tylko się zgodzić więc wzięłam kluczyki od auta, pomogłam wsiąść poszkodowanemu i sama wsiadłam za kierownicę. 
Miałam przynajmniej to szczęście, że z bólu mój pasażer chyba zaniemówił i raczej nie palnie jakimś głupim tekstem.
Ciszę przerwał John, który właśnie wsiadł do samochodu.
-Możemy jechać. - jak powiedział tak zrobiliśmy i ruszyliśmy w stronę najbliższego szpitala. 

Jakiś czas później.

Siedzieliśmy już w szpitalu St Thomas około dwóch godzin. Samo czekanie żeby przyjęli Davida na oddział trwało około godziny. Później go zabrali i jak na razie nic więcej, ani ja ani John, nie wiedzieliśmy. 
I w tej chwili zobaczyłam lekarza, który szedł w naszą stronę. 
-Czy któreś z państwa jest z rodziny? -zapytał uprzejmym tonem ale wydawało mi się, że też trochę rozbawionym.
-Nie, ale to my go przywieźliśmy. Co z nim? - odpowiedział mu zawodnik Chelsea. Podczas tego czekania dowiedziałam się od Johna, że on jak i David i Oscar grają w tutejszym klubie Chelsea FC. Pewnie dlatego ich skądś kojarzyłam. 
-Po pierwsze musieliśmy zrobić mu płukanie żołądka żeby trochę wytrzeźwiał a jak już wytrzeźwieje do końca to czeka go mała operacją. Po badaniach okazało się, że wasz przyjaciel ma złamaną przegrodę nosową ale nie jest to bardzo poważne złamanie. - czyli tak jak myślałam, złamany nos. Raczej nie będzie szczęśliwy jak zacznie znów kojarzyć fakty i dowie się co sobie zrobił. Ale sam sobie to zrobił, bywa.
-No to świetnie, trener nas zabije. - Terry się przeraził ale zachował spokój i zaczął wypytywać lekarza o szczegóły. 

Okazało się, że operację mogą zrobić Davidowi jeszcze dzisiaj ale i tak będzie musiał zostać na kolejną noc w szpitalu. Postanowiliśmy więc z moim towarzyszem, że wrócimy do domu a on jutro przyjedzie po swojego przyjaciela. John poszedł jeszcze tylko na chwilę do Davida powiedzieć mu jaki jest plan, po chwili mogliśmy już iśc do samochodu. 

-Naprawdę bardzo ci dziękuję Alba, gdyby nie ty to nie wiem co by się stało. Obiecuje ci, że jak David wyjdzie ze szpitala to pierwsze co to przyjedzie do ciebie i będzie ci dziękował na kolanach. - wyobraziłam sobie ten widok i zaczęłam się śmiać. Piłkarz Chelsea FC, David Luiz, klęczący przede mną i dziękujący za uratowanie jego nosa. Zabawny widok.
-Nie masz za co i naprawdę nie oczekuje jakiś specjalnych podziękowań. Zrobiłam to co musiałam. Macie szczęście, że to ja otworzyłam drzwi a nie moja współlokatorka. 
-Masz współlokatorkę?
-Tak, przyjaźnimy się już kilka lat a mieszkamy ze sobą dopiero od wczoraj.
-Jak to od wczoraj? -wydawał się zdziwiony.
-No normalnie. Od wczoraj mieszkam na stałe w Anglii. Przyleciałam z Brazylii. 
-Ale masz świetny akcent, nigdy bym nie powiedział, że nie jesteś angielką.
-Po prostu  nie pierwszy raz tu jestem.
Terry już nic nie odpowiedział ponieważ właśnie dojechaliśmy na miejsce.Wysiadłam z samochodu i oddałam kluczyki ich właścicielowi.
-Jeszcze raz Ci dziękuję i do zobaczenia Alba.
-Do zobaczenia John. - odpowiedziałam mu i poszłam w stronę swojego domu.




Mamy drugi rozdział a wraz z nim pierwsze spotkanie głównych bohaterów. Mam nadzieje, że się podobało. Zostawiajcie komentarze i do napisania! ;*

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 1

   28 czerwiec 2013r. 
-Proszę o zapięcie pasów, zbliżamy się do lądowania ! -ogłaszała kobieta, blondynka koło trzydziestki. Po kilkunastu godzinach lotu nareszcie wyjdę na świeże powietrze. Cel mojej podróży : Londyn. Lecę żeby rozpocząć nowy rozdział w życiu . Lepszy rozdział. 
   Nie pierwszy raz będę w Anglii, mieszka tam moja przyjaciółka Joy. Mimo tego, że dzieli nas pół kuli Ziemskiej to jesteśmy jak siostry. Będziemy mieszkać razem więc nie będę się nudzić znając Ją . Po prostu całe życie z wariatami .Nie mówię, że ja taka nie jestem ale na pewno mam więcej rozumu . 
Tak czy inaczej już lądujemy więc trzeba się przygotować do wyjścia bo mimo, że było lato to w Londynie tak samo jak na całych Wyspach było czasem słońce, czasem deszcz. Przez to musiałam przebrać się w samolocie bo lecę z gorącej Brazylii. 
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos tej samej kobiety co wcześniej tyle, że teraz informowała o naszym wylądowaniu, i że można powoli udawać się do wyjścia. 
Na lotnisku ma czekać na mnie Joy więc pomoże mi z bagażami, a miałam ich dość dużo ze względu, że przeprowadzałam się na stałe. Rodzice mają przesłać mi resztę rzeczy w najbliższym czasie. 
   Szłam przez lotnisko szukając przyjaciółki, już miałam zwątpić bo pomyślałam, że ona jak to ona zapomniała, gdy nagle ktoś zasłonił mi oczy.
-Zgadnij kto ? - usłyszałam tylko i od razu się odwróciłam i rzuciłam tej osobie, którą była moja przyjaciółka, w ramiona. Stałyśmy tak chyba z pięć minut. Kiedy już się od siebie odsunęłyśmy zaczął się 'wywiad'. Jak mi się leciało, czy jestem zmęczona i pytanie, które było do przewidzenia czyli czy na pokładzie były jakieś przystojniaki. 
-Niestety muszę Cię rozczarować ale nie. A tak w ogóle to jedziemy do domu czy będziemy tak stać i czekać na nie wiadomo co ? . - zapytałam Joy
-Jedziemy, jedziemy. Sorry ale się na Ciebie zapatrzyłam bo jeszcze bardziej wyładniałaś. Niedługo mnie przebijesz. - no tak, jak zwykle skromna pomyślałam. 
Poszłyśmy do taksówki i pojechałyśmy . Myślałam tylko o tym żeby wziąść prysznic i iść spać. Joy mówiła o czymś do mnie całą drogę ale jej nie słuchałam, byłam za bardzo zmęczona. 
Po godzinnej drodze dotarłyśmy na miejsce . Zapłaciłyśmy kierowcy i poszłyśmy w stronę drzwi teraz już naszego domu. Nie jestem tu pierwszy raz więc nic mnie nie zaskoczyło. Dom nie był specjalnie duży ale też nie był mały, taki idealnie dla dwóch młodych dziewczyn, zbudowany jak większość takich budynków z cegły. Na tyłach był dość duży ogród. Mam w planach go zagospodarować ale zobaczymy co z tego wyjdzie, na razie to muszę się wyspać .
Z pomocą Joy wniosłyśmy walizki do mojego pokoju. Ściany w nim miały kolor lawendowy i wisiały na nich różne zdjęcia i obrazki, meble czyli szafa i komoda były białe tak jak duże łóżko z baldachimem i biurko, na którym postawiłam laptopa . 
Wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki, która była obok mojego pokoju . 
Po 20 minutach wyszłam zadowolona, że wzięłam odświeżający prysznic i z powrotem udałam się do pokoju by móc odpłynąć w krainę Morfeusza .


W tym samym czasie, kilka ulic dalej. 
   -Stary no weź się pośpiesz ! Nie będę tu stał do rana. - krzyknąłem do telefonu i się rozłączyłem. Mój przyjaciel Oscar jak zwykle się spóźniał. Powinien sobie znaleźć dziewczynę to by może miał jakąś dyscyplinę. 
Siedziałem już w moim samochodzie chyba 15 minut czekając na niego kiedy w końcu zobaczyłem, że idzie w moją stronę. 
-No nareszcię ! Już myślałem, że będę musiał jechać sam. - przyjaciel popatrzył na mnie i się zaśmiał.
-No co ty, nie może mnie ominąć taka impreza. 
Nic nie odpowiedziałem tylko ruszyłem przed siebie. Zastanawiam się trochę dlaczego jedziemy autem jeśli cel naszej 'wyprawy' znajduję się tylko kilka ulic stąd. No ale już nie ważne. Coś czuję, że ta noc nie będzie taka jak inne...


Więc pierwszy rozdział za nami. Może trochę krótki i nudny ale dopiero się uczę i mam nadzieję, że następne rozdziały będą coraz lepsze. Myślę, że do spotkania głównych bochaterów dojdzie w drugim lub trzecim rozdziale ale jeszcze nad tym pomyślę. 
Na razie to chyba tyle. Napiszcie co sądzicie o rozdziale i do napisania (nowy odcinek powinien pojawić się do tygodnia) ! ;)

piątek, 9 sierpnia 2013

PROLOG

    Kiedyś kiedy miałam 7 czy 8 lat pewnego letniego wieczora wybrałam się z moim dziadkiem na łąkę . Oglądaliśmy gwiazdy, mój dziadek opowiadał mi różne historie ze swojego życia, które wielokrotnie już słyszałam, ale najbardziej w mojej pamięci utkwiły dwa szczególne momenty. Jeden z nich to opowieść o tym jak moi dziadkowie się poznali . 
     Było to któregoś deszczowego lata. Babcia nie miała parasola, a była wtedy straszna ulewa, i przypadkiem wpadła na dziadka na ulicy, który użyczył jej swojego schronienia przed deszczem .
Dziadek mówił, że gdy tylko spojrzał babci w oczy to od razu wiedział, że się z nią ożeni. Tak też się stało, mieli szóstkę dzieci, a później gromadkę wnucząt. 
Byłam ulubienicą dziadka, tak przynajmniej mówił on sam . 
     Z tego wieczora zapamiętałam jeszcze jedno. Słowa, których do końca życia nie zapomnę :
„Zawsze celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz będziesz pomiędzy gwiazdami”.
     Rok po tym dziadek zmarł we śnie . Chodziłam wtedy nieprzytomna, nie chciałam jeść ani robić nic innego . Doskonale to pamiętam . Mogłam tylko siedzieć na łóżku i wpatrywać się w sufit, na którym były poprzyklejane gwiazdki . 
     Teraz gdy sama jestem babcią powtarzam moim dzieciom i wnukom słowa, której kiedyś ja usłyszałam . 
Kierując się jego przesłaniem zawsze dążyłam do obranego sobie celu, a nawet jeśli mi się nie udawało to miałam coś z tego, że próbowałam .
Myślę, że dziadek zawsze nade mną czuwał i będzie to robić do końca moich dni . 
     Opowiedziałam wam pewien wątek z mojego życia ale teraz zacznijmy od samego początku …


Jak narazie łatwo poszło. Rozdziały będą pojawiały się w różnych odstępach czasu ale mam nadzieję, że nie będziecie czekali na nie dłużej niż tydzień ;) . Do napisania ! ;*
PS. proszę o zostawianie komentarzy ! to motywuje.

czwartek, 8 sierpnia 2013

BOHATEROWIE

Alba Lopez Barbosa de Sande
ur.23.07.1990r. Salvador, Brazylia


David Luiz Moreira Marinho


ur.22.04.1987r. Diadema,Brazylia


Joy Griffin

ur.10.08.1990r Sheffield, Anglia, Wielka Brytania


Oscar dos Santos Emboaba Júnior


ur.9.09.1991r Americana,Brazylia


John George Terry

ur.7.12.1980r Londyn, Anglia, Wielka Brytania

Inni: 
  • piłkarze i pracownicy Chelsea FC
  • rodziny bochaterów



    No więc bochaterów mamy, myślę, że prolog dodam już jutro. Do napisania ! ;) .