Druga sprawa natomiast to to o co zapytała mnie Joy. Trzy miesiące temu zakończył się ważny rozdział w moim życiu. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek się kończył ale niestety widocznie tak musiało być.
Ta historia miała początek sześć lat temu. Kiedy miałam siedemnaście lat wyjechałam do USA na warsztaty architektoniczne i poznałam tam Noah. Szybko znaleźliśmy wspólny język i tak samo szybko się w sobie zakochaliśmy. Rok wspólnych ranków, popołudni i wieczorów został przerwany przez jeden zwykły-niezwykły list. Noah dostał wezwanie do służby. Mój chłopak służył w Marines (Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych) i musiał wyjechać na rok. Ten okres był dla mnie trudny, ale jakoś to przetrwałam za pomocą listów i zdjęć, które do siebie wysyłaliśmy. Po długich 365 dniach mogłam w końcu dotknąć mojego Noah. Jednak cieszyć się mogłam cieszyć się tym tylko przez kolejne dwa lata, po których mój żołnierz dostał kolejne wezwanie. Tym razem też miał to być "tylko" rok, ale miesiąc przed jego powrotem dostałam list.Przeczytałam w nim, że sytuacja w miejscu, w którym są się pogorszyła i razem z chłopakami z jego oddziału zadecydowali, że złożą prośbę o kolejny rok na służbie. Nie miałam wyboru, musiałam się z tym pogodzić i cierpliwie czekać. Wtedy listy od mojego ukochanego albo przez długie tygodnie nie przychodziły albo dostawałam i kilkanaście naraz. Ostatnią przesyłkę od Noah dostałam dwa miesiące przed datą jego powrotu. Piał w nim, że dzisiaj wyruszają na front, że bardzo mnie kocha, tęskni i myśli o mnie cały czas. Przez dwa tygodnie nie dostałam ani jednego listu kiedy w końcu znalazłam coś w skrzynce. Ale ten list był inny, już sam wygląd mnie zdziwił bo nigdy jeszcze takiego listu nie dostałam. Był w czarnej kopercie.
"...Z przykrością informujemy iż Sierżant Noah Mandez zginął dla kraju jako bohater osłaniając innego mężczyznę przed strzałem..."
Byłam załamana, nie mogłam odnaleźć się w świecie. Tydzień później samolot z trumną lądował na
amerykańskim lotnisku wojskowym. W pogrzebie uczestniczyło wojsko, była cala ta oprawa razem z wystrzałami armat ale ja nie miałam ochoty tam być, chciałam tylko wrócić do domu, zamknąć się w pokoju i umrzeć.Po krótkim czasie wróciłam do Brazylii i postanowiłam zmienić swoje życie. Tak znalazłam się tutaj.
To całe myślenie mnie zmęczyło i nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Tak odpłynęłam, że kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek zobaczyłam liczbę dwanaście. No pięknie. Szybko wstałam i z kopa zeszłam na dół. To co zobaczyłam o mało nie przyprawiło mnie o zawał. David Luiz siedział z Joy w kuchni i gadali w najlepsze popijając kawę.
-No witamy Śpiącą Królewnę! - moja przyjaciółka wydarła się przyprawiając mnie o chwilowy ból głowy.
-Błagam Cię nie krzycz tak bo mi bębenki popękają. - zwróciłam się najpierw do Joy by po chwili odezwać się do Davida. - Przepraszam, że jak się domyślał musisz czekać ale jakoś tak wyszło, że akurat dzisiaj nie miałam nastawionego budzika.
-Spoko, nie ma sprawy, bardzo dobrze rozmawia mi się z twoją współlokatorką. Przynajmniej dowiedziałem się czegoś o Tobie. - widocznie był zadowolony.
-Jezu, już się boję. - mam nadzieję, że Joy nie opowiedziała mu o mnie jakiś strasznych rzeczy.
-Dobra koniec gadania, idź się zbieraj bo mam nadzieję, że pamiętasz o naszym spacerze.
-Pamiętam. - nie mówiąc już nic więcej wróciłam na górę w celu wzięcia szybkiego prysznica.
Po dziesięciu minutach przechodziłam z łazienki do mojego pokoju. Owinięta w ręcznik usiadłam przy toaletce i zaczęłam rozczesywać włosy, kiedy to zrobiłam zabrałam się za malowanie. Bóg obdarzył mnie długimi rzęsami dlatego nie musiałam nakładać specjalnie dużo tuszu aczkolwiek lubiłam mieć pomalowane oczy. Musnęła jeszcze tylko policzki różem i umalowana i uczesana podeszłam do szafy. Na szczęście pogoda nadal dopisywała. Wyjęłam potrzebne rzeczy i z powrotem poszłam do łazienki.
I tak po wykonaniu wszystkich czynności zeszłam na dół gotowa do wyjścia.
-Możemy iść. - ubierając buty zawołam Luiza, który po chwili stanął koło mnie. Joy natomiast patrzyła na nas opierając się o ścianę.
-Tylko wróć przed dwudziestą-czwartą Alba. - no tak zawsze musi dołożyć swoje trzy grosze.
-Nie martw się, odprowadzę ją pod same drzwi o przyzwoitej porze. - David odpowiedział jej ze śmiechem i wyszliśmy z domu.
-No więc gdzie idziemy? - chciałam wiedzieć jaki jest cel naszego spaceru więc po prostu zapytałam.
-Nie mam pojęcia, myślę, że pójdziemy przed siebie reszta to będzie niespodzianka . - aha, no to fajnie, zawsze lubię mieć wszystko poukładane i mieć konkretny plan. - Wszystko dobrze? - zapytał mój towarzysz bo nic nie mówiłam.
-Tak tak. No ale pochwal się czego się o mnie dowiedziałeś.
-Hmm... kilku ciekawych rzeczy, np. tego, że jesteś architektem.
-Tak to akurat prawda. Jakiś czas się już tym zajmuję i naprawdę to lubię. Ale z tego co mi wiadomo to ty też robisz to co lubisz . - chciałam zmienić temat ze mnie na niego.
-O tak, kocham moją pracę. To jedna z najlepszych rzeczy w życiu, kiedy twoja praca to twoja pasja.
-Tak, to prawda. Ty już o mnie wiesz parę rzeczy wie ja też chce wiedzieć coś o tobie. - na moje słowa David się zaśmiał.
-Nie wiem co mogę o sobie powiedzieć, całego życia nie będe ci opowiadał bo byś się zanudziła.
-O, no dalej! Powiedz co lubisz oprócz kopania piłki .
-Hmm, jest parę takich rzeczy...
I tak przegadaliśmy dobre dwie godziny. Dowiedziałam się między innymi, że Luiz lubi dzieci i dlatego w przyszłości chciałby mieć gromadkę swoich. Rozmawialiśmy też na inne tematy, np. co lubimy jeść i okazało się, że mamy podobny gust w tym przypadku.
-Dobra, naprawdę fajnie się gada ale muszę się zbierać. - trochę się zagadaliśmy, tak że nie zauważyła, która to już godzina.
-Naprawdę? Dlaczego? - David wydał się być lekko zawiedziony.
-Mam jeszcze dzisiaj trochę pracy, bo projektuje ogród dla jakiegoś ważnego gościa.
-A no chyba, że tak. to chodź odprowadzę cię .
Droga do domu zajęła nam jakieś piętnaście minut.
-Zobaczymy się jeszcze? - zapytał David kiedy już staliśmy pod drzwiami.
-Kto wie... - zaśmiałam się i weszłam do środka.
Przepraszam was za to spóźnienie! Po prostu to całe rozpoczęcie roku szkolnego, i wg. nowa szkoła... Jakoś zabrakło czasu. No ale nareszcie się zebrałam i napisałam piątkę. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z końcówki rozdziału, ale myślę, że jakoś bardzo tragicznie nie jest. Poznaliście tajemnicę Alby, ale czy to jedyny jej sekret?. Piszcie czy wam się podoba no i do następnego ! ;*.
PS. Strasznie przepraszam osoby, u których reklamowałam nowe odcinki w komentarzach pod rozdziałami. Jeśli komuś jeszcze to przeszkadza to piszcie!
Albę spotkała prawdziwa tragedia. Musiała pożegnać się raz na zawsze z swoim ukochanym chłopakiem. Ale taka jest już wojna! Widać, że David to dobry towarzysz! Mam nadzieję, że wkrótce znów się umówią na spacer! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuń