poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 11

   -Franc, dopiero co się tutaj przeprowadziłam, nie chcę znowu przez to przechodzić. A poza tym tu mi dobrze. - mój brat, jak zawsze pełen pomysłów i entuzjazmu, wymyślił żebym zamieszkała u niego w Madrycie, a nawet znalazł mi już tak paru potencjalnych klientów. Mimo, że zamieszkanie w Hiszpanii było zawsze moim marzeniem to teraz pragnęłam zostać tutaj. Nie wiem dlaczego. A zresztą dlaczego ja się okłamuję? Na myśl przychodzi mi tylko imię David.
-No dobrze, masz trochę racji, ale przemyśl to. -Isco chyba zrozumiał, że nie mam ochoty zmieniać swojego miejsca co chwilę. - Ale obiecaj, że za niedługo mnie odwiedzisz! -dodał, niemalże krzykiem.
-No oczywiście, że cię odwiedzę. Jak tylko zrealizuje do końca projekt, który teraz robię to w ciągu dnia jestem u ciebie. -i na tym skończyła się nasza rozmowa, po mojej obietnicy pożegnaliśmy się bo Francisco musiał kończyć.
Przez kolejne kilka godzin pracowałam. Zdecydowanie jestem typem pracoholika.
Nie mogłam usiedzieć w domu więc postanowiłam pójść się przejść. Pierw przebrałam się w coś bardziej "do ludzi". Z racji, że na zewnątrz zdążyło zrobić się zimno i ciemno włożyłam beżowe jeansy, czarną koszulkę a na nią żakiet, do tego dobrałam brązowe kozaki i tego samego koloru torebkę.
Kiedy byłam już gotowa wyszłam z domu nie mówiąc nic Joy, bo dziewczyna okupowała łazienkę.
Nie miałam jakiegoś konkretnego kierunku, szłam przed siebie. Myśląc o różnych sprawach przypomniałam sobie, że mieliśmy z Davidem plan dotyczący mojej przyjaciółki i jego przyjaciela. Już miałam zacząć obmyślać jak by ich tu "spiknąć" ale usłyszałam szczekanie. Popatrzyłam w dół skąd pochodził dźwięk i zobaczyłam małego, ślicznego, pomarszczonego pieska. Rozejrzałam się dookoła w celu odnalezienia właściciela tego słodziaka ale nikogo tutaj nie było dlatego schyliłam się i sięgnęłam do obroży, na której na szczęście wisiała zawieszka z imieniem, które brzmiało Nino, i adresem, jak się domyślałam właściciela.
-No to co przystojniaku, trzeba cię zaprowadzić do domu. - Nino jakby rozumiejąc moje słowa dwa razy zaszczekał. Pogłaskałam go, żeby po chwili pewnie wziąć go na ręce. Spojrzałam jeszcze raz na adres widniejący na zawieszce i ruszyłam.

Nie wiem dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam ale po jakiś trzydziestu minutach stałam na ulicy, na której mieszkałam. Okazało się, że dom pieska znajdował się centralnie naprzeciwko mojego, czyli tak gdzie odbyła się pamiętna impreza, której David na pewno nie zapomni. No ale koniec tego rozmyślania, trzeba oddać tego małego słodziaka. Nie czekając dłużej zapukałam do drzwi, nie musiałam długo czekać kiedy
drzwi się otworzyły a w nich stanął młody chłopak średniego wzrostu z lekkim zarostem na twarzy.
-To chyba twoja zguba. - odezwałam się pierwsza wskazując na Nino. Chłopak dopiero teraz zauważył, że trzymam na rękach pieska.
-Nino! Jezu, jak ja się o ciebie martwiłem. - brunet zdawał się jakby nie zauważyć mojej obecności.
-Eden?! Co ty tam robisz? - usłyszałam znajomy głos i zobaczyłam zbliżającego się Johna. - Alba?
-Cześć Johny.
-Ale co ty tutaj robisz?
-Znalazłam psa i oddałam go właścicielowi. - wskazałam ręką na chłopaka całującego psa. Chyba bardzo się za nim stęsknił.
-Eden, może podziękujesz? - Terry popatrzył na kolegę karcącym wzrokiem.
-A tak! Dziękuję bardzo, bardzo, bardzo, nie wiem co by było jakby mój dzidziuś się nie znalazł. - mało co nie wybuchnęłam mu prosto w twarz śmiechem.
-Przepraszam za niego.
-Nie ma sprawy. - odpowiedziałam brunetowi po czym odszedł, a ja ponownie zaczęłam rozmowę z Terrym. Wyszło na to, że nie wróciłam do domu tylko kontynuowałam spacer ale tym razem w towarzystwie mężczyzny. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Piłkarz mówił o drużynie i wspomniał, że w przyszłym tygodniu wyjeżdżają na mecz do Niemiec, i że nie będzie ich jakieś trzy dni. Przez ułamek sekundy poczułam dziwne ukłucie w sercu i przed oczami zobaczyłam twarz roześmianego chłopaka z kręconymi włosami. "Wizja" znikła tak samo szybko jak się pojawiła, zignorowałam to i dalej słuchałam.
John jest na prawdę interesującym człowiekiem, jeśli można rak powiedzieć. Ma swoje teorie na każdy temat i nawet jeśli nie pokrywa się ona z teoriami innych ludzi to ich nie ocenia, po prostu, ma swoje zdanie i nie boi się go wypowiedzieć. Podobnie jak ja.
Kiedy w końcu stanęliśmy zorientowałam się, że stoimy pod drzwiami mojego domu. Pożegnaliśmy się uściskiem, John poszedł w swoją stronę a ja zaczęłam już przekręcać klucz w drzwiach.
-Alba? - usłyszałam ponownie głos mężczyzny więc się odwróciłam. Stał jakieś trzy metry ode mnie. - Daj mu szansę.


14 komentarzy:

  1. Zajebiste opowiadanie! Tylko proszę Cię,pisz częściej ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do czytania i komentowania nowego opowiadania o Xavim: http://serce-do-wynajecia.blogspot.com/ :)
    Całuję, Coppernicana ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy bedzię następny??? a może już gdzies jest??
    proszę dodaj cos bo uwielbiam Davida ♥ :)

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy będzie rozdzial nowy?

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowy na http://darte-un-beso.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej bardzo spodobało mi się to opowiadanie czy jest możliwość abyś je dokończyła? :)
    pozdrawiam Paulina

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedy będzie nowy rozdzial?? bo uwielbiam ten blog :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czy można liczyć na jakiś nowt rozdział w najbliższym czasie...? Wiem, że naciskam że możesz mieć dużo rzeczy na głowie, ale myślę że jakiś rozdział w wolnej chwili dałby się napisać i wstawić ;)
    Pozdrawiam (kolejny raz)
    Paulina :*
    Ps. ŻYCZĘ OGROMNEJ ILOŚCI WENY NA DOKOŃCZENIE OPOWIADANIA ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ej no kiedy rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
  14. Jedna noc, która miała być nic nie znaczącym epizodem, jednak na zawsze zmieniła ich życie. Pozbawiona dachu nad głową, prosi go o pomoc. Jego dobre serce nie pozwala mu odmówić. Muszą nauczyć się żyć razem. Czy różnice charakterów Marca i Laury im na to pozwolą? Czy codzienne kłótnie przerodzą się w uczucie? Zapraszam na opowiadanie o Marcu Bartrze http://abrazame-en-tus-brazos.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń