piątek, 27 września 2013

Rozdział 7

   -Tak, to zdecydowanie jest to! - powiedziała Joy kiedy wyszłam z przymierzalni. - Nie ma gadania, bierzemy wszystko. Jest elegancko, seksownie, a jednocześnie niezobowiązująco, idealnie nadaje się na spotkanie z Davidem i spotkanie "biznesowe".
-Tak szczerze to muszę przyznać ci rację. Podoba mi się. - nie często idąc na zakupy z moją przyjaciółką podoba mi się to jej ale zdarzają się wyjątki, i właśnie jeden z nich mam teraz na sobie.
Kiedy wyszłam z przebieralni już w swoich ubraniach poszłyśmy z Joy do kasy, no cóż nie było tanio ale raz się żyję.
Po trzydziestu minutach byłyśmy już w domu. Poszłam do swojego pokoju w celu odłożenia toreb z zakupami i po chwili znów znalazłam się na niższym piętrze.
-Wiesz co Joy, tak się zastanawiam... - oparłam do siedzącej w fotelu blondynki. - ...dlaczego ty jeszcze nie masz faceta? Każdą napotkaną osobę najchętniej byś z kimś swatała a sama nikogo nie masz.
-Hmm, no nie wiem, może to dlatego, że mam takie dobre serduszko i pomagam wszystkim tym samym zapominając o sobie. A zresztą jakoś na razie nie odczuwam jakiejkolwiek samotności. - jakoś nie słyszałam w jej głosie specjalnej radości.
-Ja jednak myślę co innego, i w związku z tym moja kochana mam pewien cel.
-Już się boję...
-Chcę ci kogoś znaleźć, a właściwie już mam kogoś na oku. - tak to jest mój cel, ona mi cały czas pomaga więc ja też chcę jej pomóc.
-No nie wiem, to nie jest dobry pomysł...
-No nie daj się prosić, zaufaj mi, przecież jesteś odważna.
-Okej, ale pierwszy i ostatni raz, że szukasz mi faceta. Masz tylko jedną szansę. - może i Joy uważała, że to głupi pomysł ale myślę, że gdzieś tam w środku się cieszy.
-Wiedziałam, że się zgodzisz. Mówię ci, będziesz zadowolona. - powiedziałam do niej, pocałowałam w policzek i poszłam na górę wziąć gorącą kąpiel, żeby odprężyć się po zakupach.

*DAVID*
   Nie wiem dlaczego tak się denerwuję. Na niczym dzisiaj nie mogę się skupić, na treningu nie dawałem z siebie wszystkiego co zawszę robię. Boże, co ta dziewczyna ze mną zrobiła, jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Praktycznie się nie znamy a mi tak odwala. 
Jutro mamy się spotkać, mam nadzieje, że nie palnę żadnej głupoty bo chyba bym się wtedy zapadł pod ziemię. I jeszcze do tego pierwszy mam problem w co się ubrać , bo przecież to obiad a nie kolacja. To nawet nie jest randka...chyba.
Cyba znów potrzebuję pomocy. Telefon. Kontakty. Johnny.
-Co znowu? Dzwonisz chyba z piąty raz. - po trzech sygnałach usłyszałem głos przyjaciela, niezbyt zadowolony. Fakt, dzwoniłem już, któryś raz z kolei, no ale przecież nie wiedziałem jak mam się zachowywać itp. na tym "spotkaniu" bo zawsze jak umawiałem się z dziewczynami to było coś w stylu : "No dobra, mogę z nią iść ale nic z tego nie będzie", więc nie miałem doświadczenia z poważniejszymi sprawami. Muszę na Albie zrobić dobre wrażenie, szczególnie po tym jak się poznaliśmy.
-Jak mam się ubrać?
-Co? Gdzie masz się ubrać?
-No jutro!
-Aaa, no tak. Przyjadę z tobą jutro po treningu do domu to ci pomogę. Nara. - i ba tym nasza rozmowa się zakończyła. Może za bardzo zawracałem Terry'emu głowę ale na szczęście zawsze mogłem na niego liczyć. Niby na Oscara też, ale on jest młody więc teraz mi nie pomoże.

*ALBA*
   Tak to jest, że ludzie często nie chcą czegoś przed samym sobą przyznać, tak jak np. ja teraz. Coś nie daje mi spać, próbuję wmówić sobie, że to przez brak świeżego powietrza, ale nawet po uchyleniu okna nic się nie zmieniło, więc może to przez to jutrzejsze spotkanie z tym facetem, któremu projektowałam ogród... Ale prawda nie całkiem inna...to przez NIEGO. David. Co ja robię? Dlaczego zgodziłam się na to spotkanie? Może nie byłoby w tym nic dziwnego gdybym ciągle o nim nie myślała, ale myślę. Prawie wcale się nie znamy ale coś w nim jest. Coś czuję, a nie powinnam. Przecież tak niedawno straciłam Noah, którego kochałam całym sercem i kocham dalej. Co on by powiedział gdyby widział co robię?
Nie jestem gotowa na coś nowego. Nie można zakochać się dwa razy, nie można poczuć się tak samo, nie można drugi raz wznieść się wysoko nad niebo...


   Długo nie mogłam zasnąć ale w końcu jakoś mi się udało. Moje nocne przemyślenia odcisnęły się nie tylko na psychice ale i na twarzy, widać było po mnie zmęczenie, no ale już nic z tym nie zrobię. Za godzinę miał przyjechać David więc kilka minut temu zaczęłam się zbierać.Musiałam jakoś zamaskować to co wyrażała moja twarz, a w tym mogła mi pomóc tylko jedna osoba.
-Joy!

  I tak przy małej pomocy byłam gotowa na czas, bo akurat gdy już tylko stałam przed lustrem i patrzyłam na zniewalający efekt końcowy usłyszałam pukanie do drzwi więc poszłam otworzyć.
-Cześć. - David wyglądał, hmm bardzo dobrze. 
-Wejdź, już idziemy tylko wezmę torebkę. - powiedziałam do chłopaka i pognałam szybko na górę. 
-Możemy iść. - po minucie byłam z powrotem koło Luiza. Mój towarzysz otworzył mi drzwi i poszliśmy w stronę jego auta. 
-To gdzie jedziemy? - spytałam ciekawa jego odpowiedzi.
-Niespodzianka, zobaczysz dopiero na miejscu. A tak przy okazji to pięknie wyglądasz. - David wydawał się lekko spięty. 
-Dziękuję, musiałam się ubrać jakoś przyzwoicie bo potem mam jeszcze spotkanie służbowe. 
-Naprawdę? Gdzie?
-Gdzieś na obrzeżach Londynu z jakimś ważnym gościem. 
-To podwiozę cię.
-Nie no naprawdę nie trzeba.
-Nie ma gadania, nie będziesz chodziła sama po obrzeżach Londynu. - i na tym stanęło. Jechaliśmy w ciszy jakąś chwilę kiedy przypomniała mi się pewna sprawa, o którą chciałam zapytać Luiza.
-David, mogę zadać ci dość nietypowe pytanie? - powiedziałam cicho bo nie byłam do końca pewna czy to dobry pomysł.
-Jasne, dawaj. - chyba się trochę rozluźnił, a przynajmniej tak mi się wydaję.
-Czy John ma dziewczynę?

Dzisiaj krótko, ale jakoś nie miałam weny i specjalnej ochoty na pisanie tego rozdziału...
No ale nieważne.
Domyślacie się dlaczego Alba zapytała Davida czy John ma dziewczynę? ;). Jak tak to piszcie, a jak nie to też piszcie ;p.
Do następnego! ;D.
POZDRAWIAM ;* .

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 6

    Siedziałam już nad pustą kartką od dobrej godziny i nadal nic nie narysowałam. Kompletnie nie miałam weny. Cały czas myślałam o dzisiejszym dniu i to mnie dekoncentrowało. David to naprawdę miły chłopak, dobrze się z nim rozmawia. Wzbudza zaufanie. No ale muszę przestać o tym myśleć i zabrać się za prace.

Kolejne dwie godziny to szkicowanie, odmierzanie i dużo myślenia, od którego zaczęła boleć mnie głowa ale na szczęście prawie skończyłam ten projekt. To naprawdę duży obszar, facet dla którego to robię musi być naprawdę jakiś ważny.
-Alba! - usłyszałam głośny krzyk Joy kiedy miałam właśnie się zdrzemnąć. Pomyślałam, że dzisiaj jakoś specjalnie z nią nie rozmawiałam, tylko kiedy wróciłam ze spaceru to kazała mi wszystko opowiedzieć.
-Słucham cię? - zeszłam na dół do salonu gdzie znajdowała się moja przyjaciółka.
-To chyba dla ciebie. - podała mi nieduży list, na kopercie było napisane moje imię.
 -A skąd to masz? I od kogo to? - byłam zdziwiona.
-A bo ja wiem  było w skrzynce na listy to przyniosłam do domu.
-Hmm... ciekawe. - poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie gorącej herbaty, bo zaczynało robić się zimno co znaczyło, że jutro nie będzie zbyt pięknej pogody. Kiedy włączyłam wodę do gotowania usiadłam na wysokim krześle przy równie wysokim stoliku i zaczęłam czytać treść listu:

Droga Albo!
Na początku chcę podziękować Ci, że chciałaś i spędziłaś ze mną dzisiaj twój cenny czas. Chcę również powiedzieć, że naprawdę były to dla mnie bardzo mile spędzone chwilę.
 Trochę się o Tobie dowiedziałem i myślę, że chcę dowiedzieć się więcej dlatego zapraszam Cię obiad. Mam nadzieję, że się zgodzisz dlatego zostawiam swój numer i czekam na odpowiedź.

PS.Masz pozdrowienia od Johna i Oscara. 
 Ps2. 504444823
David Luiz xx

Akurat kiedy skończyłam czytać usłyszałam, że woda się ugotowała więc zalałam herbatę i wróciłam do Joy bo chyba tym razem potrzebowałam jej rady. 

*DAVID*
-Chłopaki i co teraz?! A jak nie zadzwoni albo co chyba jeszcze gorsze odmówi? - byłem lekko przerażony tym, że Alba może mnie wyśmiać, bo kto teraz, w XXI wieku, wysyła a raczej w moim przypadku podrzuca lity zamiast zadzwonić? Ale nie mam jej numeru więc nie miałem jak zadzwonić.
-Wyluzuj, na pewno zadzwoni, tylko daj jej trochę czasu do namysłu. Przecież prawie wcale się nie znacie. - Terry był jak zwykle dobrej myśli, albo tylko udawał. A Oscar, mój drugi przyjaciel? Oscar jak zwykle coś pisał na tym swoim telefonie. 
-A może jednak lepiej było napisać, że zapraszam ją na kolację a nie na obiad? Bo kolacja to jednak jest bardziej taka oficjalna itp. 
-No właśnie, nie może być za bardzo oficjalnie bo się dziewczyna może wystraszyć. Uwierz mi jest dobrze. 
*ALBA*
-Chcesz wiedzieć co ja myślę? Więc myślę, że twój jedyny problem to w co się ubrać a nie zastanawianie się czy tak wypada. Co ci zależy? - w sumie to Joy z jednej strony ma rację, co mi zależy? Ale z drugie to tak niedawno straciłam miłość mojego życia a już umawiam się z jakimś innym mężczyzną? Ale przecież to tylko głupi obiad, co z tego może wyniknąć...nic.
-Więc pomożesz mi coś wybrać? Albo może najpierw do niego zadzwonię... - wzięłam telefon i wykręciłam numer, który David podał w liście. Jeden sygnał, drugi, trzeci... 
-Słucham? - kiedy miałam już wcisnąć czerwoną słuchawkę usłyszałam w słuchawce znajomy głos.
-Cześć, to ja Alba. Właśnie przeczytałam twój list, i chcia...
-Naprawdę?! Ciesze się, że zadzwoniłaś! A ten list... To John pomagał mi go pisać, ja myślałem, że to średnio dobry pomysł... - mój rozmówca nie pozwolił mi dokończyć tylko sam zaczął "nawijać" jak oszalały. 
- Chciałam powiedzieć, że list był uroczy i możesz podziękować Johnowi, że ci pomógł i oczywiście pozdrów jego i Oscara.
 -Żebyś wiedziała, że muszę mu podziękować, i to bardzo. Ale wracając do treści listu, to jaka jest twoja odpowiedź?
-Pozytywna. - zaśmiałam się do słuchawki, dlaczego on był taki speszony?
-Jezu, nawet nie wiesz jak mi ulżyło! Myślałem, że naprawdę pomyślisz, że jestem jakimś głupkiem z tym listem...
-Hahaha, już nie przesadzaj.
-Dobra to powiedz tylko kiedy i gdzie a ja się dostosuję.
-Może być w sobotę koło czternastej? Bo akurat wtedy mam czas.
-Jasne, że tak. A gdzie?
-Zdaję się na ciebie. - mam nadzieję, że dobrze robię mówiąc to...
-Okej, to będę po ciebie w sobotę o czternastej.
-To do zobaczenia.
-Do zobaczenia Alba. - i po tych słowach wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Dobrze, że David pozwolił mi wybrać termin bo szczerze mówiąc to nie mam za bardzo czasu. Cały czas jestem zawalona pracą a i tak w sobotę o osiemnastej jestem umówiona z tym ważnym gościem u niego w domu, żeby mógł obejrzeć projekt, mam nadzieję, że się wyrobię...

Od godziny siedziałam z Joy przed szafą, jak dla mnie to mogłam ubrać się po prostu w jeansy, po co miałam się stroić na zwykły obiad. No ale już dam mojej przyjaciółce trochę się pocieszyć.
-Alba niestety muszę cię zmartwić ale nie mamy nic odpowiedniego dla ciebie więc musimy iść na zakupy. Jest środa także mamy dwa dni.- no to tego się nie spodziewałam ale ostatecznie musiałam się zgodzić.

Na zakupy wybrałyśmy się w piątek ponieważ moja przyjaciółka miała wtedy wolne. Chodziłyśmy już po sklepach od godziny jedenastej, a teraz była czternasta. W każdym sklepie musiałam coś przymierzać, myślałam już, że nie wytrzymam, lubiłam zakupy i to bardzo ale z Joy to była męczarnia. Niektóre rzeczy były naprawdę ładne ale podobały się tylko mi.
Zmierzałyśmy już w stronę wyjścia bo po jakimś czasie już nawet Joy zwątpiła.
-Alba... - usłyszałam i obróciłam się bo nie zauważyłam przyjaciółki obok siebie. Stała prze witryną jakiegoś sklepu i wpatrywała się w coś. Podeszłam do niej. - To jest to.


A więc mamy w planach kolejne spotkanie Davida i Alby ;). Przygotowania idą pełną parą, jak dobrze mieć przyjaciółkę przy sobie. 
Chcę wam powiedzieć, że jest mi przykro, że pod poprzednim rozdziałem jest tak mało komentarzy ;c. One bardzo motywują, chcę się pisać kiedy i wy piszecie swoje opinie. Nie wiem jak to będzie jeżeli nie będziecie dawali znaków, że to czytacie. Bo jeśli ja myślę, że nikt nie czyta tego opowiadania to po co mam je pisać? Czas pokaże...
No ale jak na razie to do następnego(mam nadzieję) ;* .

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 5

   Godzina druga w nocy a coś nadal nie pozwala mi zasnąć. To coś to ta dzisiejsza, a raczej wczorajsza sytuacja. Zresztą nie jedna, ale dwie. Pierwsza to niespodziewany gość z miłą niespodzianką, a mianowicie David z kwiatami. Naprawdę mnie zaskoczył, myślałam, że już nigdy się nie zobaczymy a tu nagle on pojawia się w drzwiach domu, i do tego to co zaproponował. To, że zgodziłam się na ten spacer to był chyba impuls, no ale już trudno. Raz się żyje, tylko w co ja się ubiorę. Ale przecież to tylko zwykły spacer więc czy ja się przejmuję.
Druga sprawa natomiast to to o co zapytała mnie Joy. Trzy miesiące temu zakończył się ważny rozdział w moim życiu. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek się kończył ale niestety widocznie tak musiało być.
Ta historia miała początek sześć lat temu. Kiedy miałam siedemnaście lat wyjechałam do USA na warsztaty architektoniczne i poznałam tam Noah. Szybko znaleźliśmy wspólny język i tak samo szybko się w sobie zakochaliśmy.  Rok wspólnych ranków, popołudni i wieczorów został przerwany przez jeden zwykły-niezwykły list. Noah dostał wezwanie do służby. Mój chłopak służył w Marines (Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych) i musiał wyjechać na rok. Ten okres był dla mnie trudny, ale jakoś to przetrwałam za pomocą listów i zdjęć, które do siebie wysyłaliśmy. Po długich 365 dniach mogłam w końcu dotknąć mojego Noah. Jednak cieszyć się mogłam cieszyć się tym tylko przez kolejne dwa lata, po których mój żołnierz dostał kolejne wezwanie. Tym razem też miał to być "tylko" rok, ale miesiąc przed jego powrotem dostałam list.Przeczytałam w nim, że sytuacja w miejscu, w którym są się pogorszyła i razem z chłopakami z jego oddziału zadecydowali, że złożą prośbę o kolejny rok na służbie. Nie miałam wyboru, musiałam się z tym pogodzić i cierpliwie czekać. Wtedy listy od mojego ukochanego albo przez długie tygodnie nie przychodziły albo dostawałam i kilkanaście naraz. Ostatnią przesyłkę od Noah dostałam dwa miesiące przed datą jego powrotu. Piał w nim, że dzisiaj wyruszają na front, że bardzo mnie kocha, tęskni i myśli o mnie cały czas. Przez dwa tygodnie nie dostałam ani jednego listu kiedy w końcu znalazłam coś w skrzynce. Ale ten list był inny, już sam wygląd mnie zdziwił bo nigdy jeszcze takiego listu nie dostałam. Był w czarnej kopercie.
"...Z przykrością informujemy iż Sierżant Noah Mandez zginął dla kraju jako bohater osłaniając innego mężczyznę przed strzałem..."
Byłam załamana, nie mogłam odnaleźć się w świecie. Tydzień później samolot z trumną lądował na
amerykańskim lotnisku wojskowym. W pogrzebie uczestniczyło wojsko, była cala ta oprawa razem z wystrzałami armat ale ja nie miałam ochoty tam być, chciałam tylko wrócić do domu, zamknąć się w pokoju i umrzeć.
Po krótkim czasie wróciłam do Brazylii i postanowiłam zmienić swoje życie. Tak znalazłam się tutaj.
To całe myślenie mnie zmęczyło i nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. 

Tak odpłynęłam, że kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek zobaczyłam liczbę dwanaście. No pięknie. Szybko wstałam i z kopa zeszłam na dół. To co zobaczyłam o mało nie przyprawiło mnie o zawał. David Luiz siedział z Joy w kuchni i gadali w najlepsze popijając kawę.
-No witamy Śpiącą Królewnę! - moja przyjaciółka wydarła się przyprawiając mnie o chwilowy ból głowy.
-Błagam Cię nie krzycz tak bo mi bębenki popękają. - zwróciłam się najpierw do Joy by po chwili odezwać się do Davida. - Przepraszam, że jak się domyślał musisz czekać ale jakoś tak wyszło, że akurat dzisiaj nie miałam nastawionego budzika.
-Spoko, nie ma sprawy, bardzo dobrze rozmawia mi się z twoją współlokatorką. Przynajmniej dowiedziałem się czegoś o Tobie. - widocznie był zadowolony.
-Jezu, już się boję. - mam nadzieję, że Joy nie opowiedziała mu o mnie jakiś strasznych rzeczy.
-Dobra koniec gadania, idź się zbieraj bo mam nadzieję, że pamiętasz o naszym spacerze.
-Pamiętam. - nie mówiąc już nic więcej wróciłam na górę w celu wzięcia szybkiego prysznica.
Po dziesięciu minutach przechodziłam z łazienki do mojego pokoju. Owinięta w ręcznik usiadłam przy toaletce i zaczęłam rozczesywać włosy, kiedy to zrobiłam zabrałam się za malowanie. Bóg obdarzył mnie długimi rzęsami dlatego nie musiałam nakładać specjalnie dużo tuszu aczkolwiek lubiłam mieć pomalowane oczy. Musnęła jeszcze tylko policzki różem i umalowana i uczesana podeszłam do szafy. Na szczęście pogoda nadal dopisywała. Wyjęłam potrzebne rzeczy i z powrotem poszłam do łazienki.
 I tak po wykonaniu wszystkich czynności zeszłam na dół gotowa do wyjścia.
-Możemy iść. - ubierając buty zawołam Luiza, który po chwili stanął koło mnie. Joy natomiast patrzyła na nas opierając się o ścianę.
-Tylko wróć przed dwudziestą-czwartą Alba. - no tak zawsze musi dołożyć swoje trzy grosze.
-Nie martw się, odprowadzę ją pod same drzwi o przyzwoitej porze. - David odpowiedział jej ze śmiechem i wyszliśmy z domu.
-No więc gdzie idziemy? - chciałam wiedzieć jaki jest cel naszego spaceru więc po prostu zapytałam.
-Nie mam pojęcia, myślę, że pójdziemy przed siebie reszta to będzie niespodzianka . - aha, no to fajnie, zawsze lubię mieć wszystko poukładane i mieć konkretny plan. - Wszystko dobrze? - zapytał mój towarzysz bo nic nie mówiłam.
-Tak tak. No ale pochwal się czego się o mnie dowiedziałeś.
-Hmm... kilku ciekawych rzeczy, np. tego, że jesteś architektem.
-Tak to akurat prawda. Jakiś czas się już tym zajmuję i naprawdę to lubię. Ale z tego co mi wiadomo to ty też robisz to co lubisz . - chciałam zmienić temat ze mnie na niego.
-O tak, kocham moją pracę. To jedna z najlepszych rzeczy w życiu, kiedy twoja praca to twoja pasja.
-Tak, to prawda. Ty już o mnie wiesz parę rzeczy wie ja też chce wiedzieć coś o tobie. - na moje słowa David się zaśmiał.
-Nie wiem co mogę o sobie powiedzieć, całego życia nie będe ci opowiadał bo byś się zanudziła.
-O, no dalej! Powiedz co lubisz oprócz kopania piłki .
-Hmm, jest parę takich rzeczy...
I tak przegadaliśmy dobre dwie godziny. Dowiedziałam się między innymi, że Luiz lubi dzieci i dlatego w przyszłości chciałby mieć gromadkę swoich. Rozmawialiśmy też na inne tematy, np. co lubimy jeść i okazało się, że mamy podobny gust w tym przypadku.
-Dobra, naprawdę fajnie się gada ale muszę się zbierać. - trochę się zagadaliśmy, tak że nie zauważyła, która to już godzina.
-Naprawdę? Dlaczego? - David wydał się być lekko zawiedziony.
-Mam jeszcze dzisiaj trochę pracy, bo projektuje ogród dla jakiegoś ważnego gościa.
 -A no chyba, że tak. to chodź odprowadzę cię .
Droga do domu zajęła nam jakieś piętnaście minut.
-Zobaczymy się jeszcze? - zapytał David kiedy już staliśmy pod drzwiami.
-Kto wie... - zaśmiałam się i weszłam do środka. 




Przepraszam was za to spóźnienie! Po prostu to całe rozpoczęcie roku szkolnego, i wg. nowa szkoła... Jakoś zabrakło czasu. No ale nareszcie się zebrałam i napisałam piątkę. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z końcówki rozdziału, ale myślę, że jakoś bardzo tragicznie nie jest. Poznaliście tajemnicę Alby, ale czy to jedyny jej sekret?. Piszcie czy wam się podoba no i do następnego ! ;*.

PS. Strasznie przepraszam osoby, u których reklamowałam nowe odcinki w komentarzach pod rozdziałami. Jeśli komuś jeszcze to przeszkadza to piszcie!